Większość z Was mi zapewne nie uwierzyła w listopadzie i prawdopodobnie nie uwierzy dzisiaj, ale zakup iPad mini był zupełnym przypadkiem, którego nie miałem w ogóle popełniać. Wtedy napisałem następujące słowa:
Akurat w rejonie Poznania zadzwonił iStig (…) miał okazję pobawić się nowym modelem i po zaledwie paru minutach zdecydował, że sprzedaje swojego iPada 2 i kupuje mini w wersji 3G.
Znamy się od szkoły średniej, więc znam jego gust i poglądy na wiele tematów. Wiem też, że jeśli on jest czymś podekscytowany to oznacza, że warto się tym zainteresować. Pomyślałem wtedy sobie, że kupię go tylko jeśli będzie biała sztuka. Była. Jedna. Kupiłem. Wtedy planowałem też sprzedać go po miesiącu lub dwóch – miałem w końcu iPada 3, a tablet bez Retiny to jak samochód bez kół. Myliłem się. Bardzo. Fakt, sprzedałem … ale większego brata.
Mój mini ma jedną wadę – jest to wersja 16GB. Innych niestety nie było. Mieszczę się, ale zdecydowanie wygodniejsza jest wersja 32- lub 64-gigowa. Podstawową dzisiaj polecam tylko i wyłącznie osobom, które nie planują na nim trzymać zdjęć, muzyki ani filmów. Większości z kolei wystarczy model średni. Pomimo tego, nie zdecydowałem się na jego wymianę. Czas oczekiwania nadal jest długi1, a zwyczajnie nie chce mi się przechodzić przez proces jego sprzedaży i kupna.
Dzisiaj nie wyobrażam sobie już powrotu do modelu z ekranem 9.7″. iPad mini jest po prostu wygodniejszy i praktyczniejszy w każdej sytuacji poza jedną – do pisania na zewnętrznej klawiaturze zwyczajnie preferuję większy ekran. Okazało się jednak, że da się na nim znacznie wygodniej pisać za pomocą kciuków na klawiaturzy ekranowej. Waga i grubość tutaj robi ogromną różnicę. Ta pierwsza wynosi teraz 308 gram, czyli o 344 gram mniej o iPada 4 Wi-Fi. To przepaść.
Ekran w mini jest klasy tego co w iPadzie 2. Przy Retinie i IPSowej konkurencji jest poprawnie, ale bez rewelacji. Osoby mówiące, że ma słaby ekran dawno nie widziały tabletów za kilkaset złotych. Tak, Retina jest lepsza. Tak, chciałbym ją mieć. Nie, nie wyobrażam sobie teraz iPada 9’7″ dopóki jego waga nie zejdzie poniżej 400 g, co wydaje się niemożliwe w najbliższym czasie.
Wydajność urządzenia w niczym mnie nie zaskoczyła – jest praktycznie identyczna jeśli porównamy go z iPadem 2 i 3. Dopiero najnowsza, czwarta generacja z układem A6X pokazuje różnice, ale po bezpośrednim porównaniu. Jest płynnie i w zupełności wystarczająco dla 90% konsumentów. Co więcej – skoro mi wystarcza, to podejrzewam, że i Wy sobie z nim poradzicie.
Bateria z kolei to prawdziwy majstersztyk. Prawie zapomniałem, że iPad może tak długo pracować po okresie spędzonym z jego trzecią generacją. Bez żadnego wysiłku mieszczę się w przedziale od dziesięciu do czternastu godzin, zależnie od tego co na nim robię. Wideo oczywiście zmniejsza tą wartość drastycznie.
Mini dzisiaj zastępuje mi zarówno laptopa jak i mojego Kindle, który został przejęty przez Żonę. Robię na nim praktycznie wszystko i pomimo, że to LCD to cenię sobie na nim możliwość wygodnego czytania książek. Pora roku jest taka jaka jest, więc jak już mam chwilę na przygody bohaterów Roberta Jordana, to zazwyczaj po zmroku, a podświetlenie tutaj jest istotnym elementem. Tak, wiem o Paperwhite, ale nie widzę sensu jego kupowania, skoro mam już iPada. Najlepszym testem był zresztą urlop w Kenii – towarzyszył mi codziennie, również w pełnym słońcu.
W listopadzie napisałem, że iPad mini to kompromis, ale zdanie muszę lekko zmodyfikować. iPad 9.7″ to znacznie większy kompromis z mojego punktu widzenia. Z czasem jednak zwycięża mobilność i poręczność nad pięknym ekranem. Nie oznacza to jednak, że nie wymienię go na model z Retiną, który rzekomo ma się pojawić pod koniec bieżącego roku.
* * *
Tutaj znajdziecie listę większości moich obecnie używanych aplikacji, które znakomicie spisują się we współpracy ze stacjonarnym Makiem i jednocześnie zastępują mi laptopa.
* Tak po prawdzie to po 94, ale 99 ładniej wygląda.
- Właśnie zerknąłem, że spadł do 3-5 dni. Wow. ↩
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.