Pod takim tytułem można znaleźć artykuł na blogu Artura Kurasińskiego, w którym stara się on udowodnić tezę, że na podstawie tej „wpadki” możemy zobaczyć uzewnętrznianie się pewnych procesów zachodzących w Apple. Fragmenty artykuły są całkiem sensowne, ale niektóre mnie zwyczajnie załamały.
Według mnie fuckup z mapami nie jest pojedynczą wpadką ale unaocznieniem procesu, który zaczął się po śmierci Jobsa. W 2007 roku kiedy Apple pokazał światu iPhone’a firma z Cupertino uzyskała boską pozycję w branży. Jobs po raz kolejny błysnął geniuszem, zmienił kolejną branżę a firma dzięki niemu zarobiła ogromną pieniądze. Nic nie wskazywało, że cokolwiek jej zagraża.
Ogromna ilość osób wszystkie wpadki Apple porównuje do śmierci Steve’a Jobsa, jednocześnie zapominając o tym, że za jego czasów było sporo nieprzemyślanych decyzji przy produktów. Pisałem zresztą o tym kilka dni temu.
W 2012 Apple musi sięgnąć po prawne sztuczki żeby zablokować Samsunga w wojnie o patenty. Dzięki temu krokowi Apple przyznał publicznie, że ich amunicja jest na wyczerpaniu a konkurent na tyle duży, że nie mogą ryzykować starcia tylko na polu marketingu.
Artur zapomina o drobnym fakcie, że potyczki w sądzie były już wcześniej, a cały czas trwały przygotowania do tej wielkiej bitwy, którą Apple niedawno wygrało. Najlepszym przykładem niech będzie fakt, że zbierane materiały dowodowe i inne dotyczyły starych słuchawek. Dopiero po wygranej zaczęto przygotowania, aby dołączyć do nich nowsze modele Samsunga.
Apple nie będzie “najlepszą firmą produkującą tablety”.
Nie wiem co w tym kontekście oznacza „najlepszą firmą produkującą tablety” w odniesieniu do Google i Microsoft. Będą je produkowały wydajniej? W lepszych warunkach? Apple produkuje obecnie „najlepszy tablet”, który jest „najlepiej wykonany”, a wróżenie jego upadku na podstawie tego co dotychczas zobaczyliśmy raczej nie musimy się obawiać, przynajmniej nie na rynku tabletów. Konkurencyjny Nexus 7, pomimo że jest bardzo dobrą konstrukcją, nie da się go porównać pod względem użytych materiałów do iPada. Microsoftowe Surface z kolei odstają od wszystkiego innego na rynku pod niemal każdym względem. Więcej będzie można dopiero powiedzieć jak się pojawią już na rynku i będzie można położyć na nich ręce.
Problem z mapami w iOS6 jest bardzo poważnym dowodem na wewnętrzną słabość Apple jako organizacji. To jak kopnięcie przez bramkarze piłki do swojej bramki w 89 minucie finału MŚ w piłce nożnej. Na oczach całego świata Apple zatwierdził i wypuścił bardzo poważnie skażony software. iPhone 5 na pewno będzie się świetnie sprzedawał.
W żadnym wypadku nie traktowałbym tego jako dowód na wewnętrzną słabość. Raczej na fuckup Scotta Forstalla, który nie do końcu dopilnował całego projektu. Niezależnie, Apple nie miało specjalnie wyjścia z tej sytuacji, jeśli nie chcieli przeciągać żenującej implementacji Google Maps przez następne dwa lata oraz ustąpić pola konkurencji w postaci Androida z wbudowaną w Mapy nawigacją. Sam Google zresztą też dał ciała, bo rzekomo wiedział o końcu współpracy już blisko rok temu, a do dnia dzisiejszego nie mają gotowego produktu na iOS. Mogli przecież w dniu premiery zrobić przytyk Apple i powiedzieć „Mapy Apple są niedoskonałe, ale zapraszamy do pobrania naszej darmowej i znacznie lepszej aplikacji, która oferuje wszystko to co Apple Maps, ale lepiej.” Najzabawniejsze jest jednak to, że Tim Cook swoimi przeprosinami w zasadzie zakończył sprawę, a wiele osób nagle przestało narzekać.
Pamiętajmy też, że Google Maps są dalekie od ideału – nie są w stanie mnie doprowadzić nawigacją do domu bez wytyczania trasy, która ma ponad dwu kilometrowy objazd. Bardzo często mają też błędną numerację budynków – jedna taka wpadka skończyła się dla mnie w Krakowie kilku kilometrowym spacerem. To wszystko przy 8-letniej przewadze Google nad Apple nad implementacją Map. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby Apple zapowiedziało nowe Mapy jako „produkt niedoskonały, który jednak będzie się poprawiał z każdym dniem, ponieważ będą korzystały z niego miliony osób i tym samym dostarczały nam mnóstwo danych” to problem zostałby w zasadzie zabity w zarodku.
Niemniej mit Apple, który głosi, że cokolwiek robi ta firma to coś po prostu działa (w przeciwieństwie do konkurencji) został bardzo poważnie nadszarpnięty.
Nie widziałem jeszcze, żeby ktokolwiek przed Arturem użył tego jako argumentu.
Szeptano, że po śmierci Jobsa Apple wystarczy pomysłów (zazwyczaj spisanych i gotowych do komercjalizacji) na 2-3 lata. Po ostatniej premierze iPhone 5 widać, że albo Apple uznało, że rynek nie dorósł do spuścizny Jobsa albo te pomysły są tylko wytworem działu PR. Tak jak poprzednie modele kultowego smartfona w naciągany ale jednak udowodniony sposób można było uznać za krok do przodu to iPhone 5 wskazuje raczej na wypalenie twórcze Apple.
Większej bzdury już dawno nie czytałem. iPhone 5 to bardzo dorosły telefon, którego design i rozwój świadczy o tym, że Apple osiągnęło to co chciało lub co jest na dzień dzisiejszy możliwe technologicznie i usprawnia każdy jego element, dążąc do perfekcji. Nie będzie więcej rewolucji takiej jaką wywołał iPhone w tym segmencie od Apple. Może jeszcze w dziedzienie akumulatorów coś się zmieni. Kolejną rewolucją będzie coś zupełnie innego. Produkt klasy Google Glass? Chip wstawiany w oko lub ucho? Dopiero jak pojawi się na tym rynku coś co wstrząśnie nim tak jak iPhone wstrząsnął telefonami, i nie będzie to produkt od Apple, będziemy mogli powiedzieć, że się wypalili twórczo.
Konkurencja nie musi robić przełomowych ani super niezwykłych telefonów – wystarczy, że ich sprzęt i software będzie robił to samo co Apple tylko, że po prostu będzie działał.
To zapewne dlatego tak wiele osób w różnych ankietach deklaruje, że się przesiądzie na iPhone’a. Bo „po prostu działa”. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o wielu produktach w kategorii tabletów i telefonów. Zresztą … nie mówi się, bo co kogoś interesuje jakiś kolejny chiński wynalazek, który ma wady konstrukcyjne? Przecież nie generuje odsłon ani nie przyciąga zainteresowania czytelników. Dla prostego przykładu – lokalizowanie GPS do niedawna było tak zwalone w Samsungach albo HTC1, że wołało o pomstę do nieba.
Tymczasem Apple ma problem z tak podstawową funkcją telefonu jaką są mapy.
Mógłbym ripostować, że Artur ma problemy z tak podstawową funkcją, jaką jest generowanie miniaturek we własnym szablonie na swojej stronie. Widocznie to po prostu przedsięwzięcie, którego wagi Apple nie doceniło.
PS. Czy ktoś jeszcze pamięta taki serwis społecznościowy Ping? Miał premierę w 2010 roku.
Tak. Powstał za czasów Jobsa, co zaprzecza tezie postawionej na początku wpisu Artura.
Jobs na pewno by coś wymyślił – zagrał na emocjach, rzucił jakąś perełkę, odwrócił uwagę mediów od problemu. Nowy prezes Apple nie ma ani charyzmy Jobsa ani jego geniuszu. Jeśli szuflady Apple naprawdę są puste to firma z Cupertino w ciągu najbliższych 5 lat może znaleźć się tam gdzie obecnie jest Nokia.
Oczywiście, że wymyśliłby coś. Dokładnie tak samo jak zrobił to Tim Cook. Różnica modus operandi obu CEO jest oczywista, ale efekt jest ten sam – jeśli nie lepszy. Cook przyznał się do błędu, wziął odpowiedzialność na siebie, odwrócił uwagę mediów od problemu i pokazał, że Apple potrafi być pokorny i nie boi się proponować niezadowolonym userom produktów konkurencji, która są dostępne na iOS. Na koniec zapewnił również, że Mapy Apple staną się lepsze.
Porównajmy teraz aferę jaką media rozpętały z anteną w iPhonie 4. To było znacznie, wręcz logarytmicznie, większym koszmarem dla Apple. Groził, że ludzie nie będą kupowali produktu, który zapewnia obecnie Apple największe dochody. Wyszli z tego obronną ręką, wymieniali telefony osobom, które miały problemy, a finalnie okazało się, że to był bardzo mały procent wszystkich klientów.
Największym fuckupem przy tej całej aferze z Mapami zaliczył jednak Google. Mówi się nawet o konieczności czekaniu kilku miesięcy na pojawienie się natywnej aplikacji Google Maps na iOS. To są miesiące, w których nagle stracili 100 milionów użytkowników swoich usług, a pamiętajmy, że Google żyje właśnie z reklam i usług internetowych – średnio na użytkownikach iOS zarabia $6 od głowy, co jest trzykrotnie więcej niż na użytkownikach Androida ($2 za osobę).
Prawda jest jednak taka, że najbardziej na tym wszystkim skorzystamy my – konsumenci. Po pierwsze, Google czując zagrożenie ze strony Apple, będzie szybciej i sprawniej rozwijało swoje własne produkty. Apple oczywiście będzie chciał z nimi walczyć na tym polu i to również przyśpieszy ich rozwój. Obawiam się jednak, że firma z Mountain View nadal nie rozumie pewnych rzeczy. W czasach, kiedy niecałe dwa tygodnie po premierze iPhone’a 5 już blisko 90% moich aplikacji ma wsparcie dla nowego rozmiaru ekranu, fakt że żadna aplikacja Google (z których korzystam) nie została jeszcze uaktualniona to nic innego jak fuckup działu odpowiedzialnego za iOS2. Szczerze mówiąć już przestałem nawet na nie czekać …
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.