Jeśli chcecie mnie wesprzeć to zapraszam do kupna mojego poradnika "Jakim jesteś Makiem?".

Zdjęć nie robię komórką

· Wojtek Pietrusiewicz · 20 komentarzy

Przeglądając dzisiaj najnowsze wydanie Mojego Jabłuszka uwagę moją zwrócił w szczególności jeden felieton. Wywołał najpierw wzburzenie, następnie chwilę refleksji, a na koniec postanowienie … ale cofnijmy się do tyłu.

Helmut Newton

Fotografia niegdyś była mistyczna i dostępna dla niewielu wtajemniczonych. Ówczesna technika wymagała po prostu znacznie większej wiedzy z zakresu obsługi aparatu, pomiaru światła oraz wszystkich pozostałych zawiłości związanych ze zrobieniem zdjęcia. Z czasem gdy pojawiały się pierwsze wbudowane światłomierze, autofocus oraz inne udogodnienia stała się bardziej dostępnym hobby dla przeciętnego obywatela – może poza ceną, która na odpowiednim poziomie jest po prostu zaporowa. Przewidujący producenci stworzyli jednak aparaty kompaktowe – dalej wkładało się do nich taki sam nośnik, jak chociażby wszechobecny Kodak Gold 100, jednak pod względem ceny, gabarytów oraz przede wszystkim prostoty obsługi podbiły rynek. Teraz to już każdy, nawet posterunkowy Cezary Cezary, mógł robić zdjęcia z <wstaw nazwę ulubionego zabytku> w tle.

Dzisiaj możemy zaobserwować coraz większą degenerację (przede wszystkim) nowego pokolenia na jakość produktu finalnego, niezależnie czy to będzie plik w formacie mp3 ściągnięty z internetu kodowany w wątpliwej jakości 96kbps czy film zgrany z DVD z olbrzymią kompresją (aby tylko zmieścił się na płycie CD). Zgodnie z rankingiem aparatów na Flickr, zdjęcia dzisiaj wykonuje się przede wszystkim telefonem komórkowym (tak chodzi o iPhone) z obiektywem o rozmiarach pryszcza na nosie nastolatka w połączeniu z matrycą o powierzchnii ziarenka piachu.

Rozumiem, że nie każdy potrzebuje wyposażyć się w S-klasę wśród aparatów. Rozumiem też, że takie słowa i skróty literkowe jak Leica, Zeiss, Nikkor czy literka L na obiektywach Canona pozostają abstrakcją dla znacznej większości naszego społeczeństwa. Nie da się jednak ukryć, że nasze wymagania co do jakości produktu finalnego spadły wyraźnie przez ostatnie kilka lat. Apple Store dostarcza nam zakupione pliki muzyczne w 256kbps co w porównaniu do ich własnego formatu Apple Lossless robi ogromną różnicę dla bardziej ambitnych melomanów czy audiofilów (nie mylić z Audiofeels – tymi co próbują imitować różne dźwięki i niezbyt im to wychodzi). Filmy z tego samego źródła dostarczane są w rozdzielczości 720p co jest istotną różnicą przy płytach Blu-Ray z materiałem w 1080p. Ba! Nawet nasze polskie telewizje satelitarne nadają obraz w 1080i. Odkąd taśmy zostały zastąpione płytami CD, a kasety VHS płytami DVD (a potem Blu-Ray) to tym przemianom towarzyszył wyraźny wzrost jakości … do momentu dostępu tych treści w internecie …

Pentax film compact

Dla osób wywołujących zdjęcia w labach najpopularniejszym rozmiarem nadal pozostają formaty 9×13 oraz 10×15 i o ile zdjęcia o rozdzielczości dwóch do pięciu megapikseli dają jak najbardziej zadowalające rezultaty (dla więkoszości), to musimy pamiętać o kilku istotnych różnicach w stosunku do czasów analogowych. Nawet te wykonane aparatami dla inteligentnych inaczej miały sporych (względnie) rozmiarów obiektywy, a za nimi klatkę filmu o rozmiarze 24 x 36mm. Owocem tego były znacznie lepsze jakościowo zdjęcia niż z mojego jabłkowego telefonu. A jak ktoś zaszalał i kupił hybrydę w stylu historycznego Olympusa IS-1000 to nawet większe odbitki nie były mu straszne.

Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że każdy ma stać się Anselem Adamsem i mieć najdroższy możliwie sprzęt. Sam się nawet wyposażyłem w trochę ambitniejszy kompakt jakim jest Panasonic LX3 – w końcu rozmiar robi różnicę. Jednak przepaść jaka dzieli najtańszy i najgorszy (markowy) kompakt, a aparat wbudowany w iPhone jest ogromna.

Sharbat Gula by Steve McCurry

Przypominiała mi się anegdota mojego znajomego – poszedł kiedyś w góry w poszukiwaniu krajobrazów z całym swoim majdanem: odpowiednio dużą torbą mieszczącą aparat wraz z kilkoma obiektywami, statywem oraz innymi niezwykle potrzebnymi akcesoriami (parasolek brak). Po znalezieniu odpowiedniego miejsca rozstawił statyw i przez najbliższe kilka minut zastanawiał się nad właściwym kadrem. Niemalże gotowy do uchwycenia magii tego miejsca zwrócił uwagę na turystę, który stanął obok niego i z zaciekawieniem przyglądał się cóż on najlepszego wyprawia. Ów turysta następnie wyciągnął z kieszeni cyfrowy idiotenkamera i cyknął wąwóz wraz z zachodzącym słońcem na pełnym automacie. Wyzwolona lampa błyskowa (której najprawdopodobniej nawet nie mógłby nawet wyłączyć, gdyby wiedział jak) co najwyżej zainteresowała grasujące w okolicy komary. Znajomy wzruszył zrezygnowany ramionami i pomyślał:

On będzie w 100% zadowolony z tego zdjęcia, a ja pomimo moich przygotowań i tak będę miał do siebie pretensje, że bardziej się nie postarałem.

Jeśli przeczytaliście już ostatni numer Mojego Jabłuszka (10/2009), to zapewne zorientowaliście się, że mój potok skierowany jest do słów Kingi i jej felientonu zatytułowanego „Zdjęcia robię komórką”. O ile nie jestem fanatykiem namawiającym wszystkich do kupowania lustrzanek i najdroższych obiektywów oraz korzystania wyłącznie z RAW (kłamię – ewidentnie jestem fanatykiem, ale przemilczmy to na potrzeby tego wpisu) to uważam, że porównywanie iPhone (nawet 3GS) z kompaktami sprzed paru lat (chociażby tani Canon A5xx – 3 z hakiem megapikseli) jest nieporozumieniem. Następujące słowa:

Może czas przewartościować nasze podejście do fotografii. (…) Ale zwykły człowiek, ma do dyspozycji inne narzędzia. Bardziej intuicyjne. Prosztsze.

również wyprowadziły mnie z równowagi. Takie rozumowanie właśnie prowadzi do pułapek opisanych wcześniej – zaniku wymagania wysokiej jakości. Nie mam na myśli studyjnej broń Boże. Realnej, domowej, ale jednak wysokiej, jakości. Poza tym kobiety z pewnych powodów noszą ze sobą zawsze modne i dopasowane kolorem do pantofelków torebki. Przecież to jest idealne miejsce, aby schować mały aparat! Nawet może być różowy!

A może to po prostu mój fanatyzm urósł do takich rozmiarów? Może społeczeństwu przestało zależeć na bezwględnie najlepszej jakości słuchanej muzyki? Czy też po prostu korzystanie z płyt CD czy robienie zdjęć kopaktami analogowymi z przyzwoitej jakości filmem w środku zostało nam narzucone przez brak tańszych i gorszych jakościowo alternatyw? Zaprzestano przecież nagrywania kaset audio oraz VHS, a jedynym towarem na półkach pozostał ten lepszy.

Czy w przyszłości czeka nas zastąpienie lustrzanek, Blu-Ray oraz Apple Lossless produktami gorszymi, ale akceptowanymi przez większość? Wiem i przyznaję jedno, co prawda z bólem serca, ale iPhone’a mam zawsze w kieszeni.

Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.