Trochę się spóźniłem w tym roku ze zdjęciami z unboxingu iPhone’a 6, ale zwalam winę na pogodę oraz iMagazine – sporo pisania, a terminy gonią. Opakowania zawsze były dla mnie ważnym elementem całej układanki, bo to one dają nam pierwsze wrażenia z obcowania z urządzeniem. Te od iPhone’ów zawsze mi się podobały, ale Apple przeszło samych siebie w tym roku – minimalizm nowych pudełek jest bliski perfekcji.
Wyjmujemy z pudełka
Na boku pudełka jest logo i napis w kolorze telefonu – srebrny, szary lub złoty.
Na pozostałych bocznych ściankach nie ma nic poza bielą.
Dopiero na górze widać odciśniętego iPhone’a.
To niewątpliwie celowy efekt, aby telefon się prostował w transporcie.
Żarty żartami, ale mogłoby tego nie być w ogóle jeśli chodzi o mnie.
Piękna prostota.
W środku znajduje się to co w każdym poprzednim – telefon, narzędzie do wyjmowania SIM, krótka instrukcja i inne papierki gwarancyjne, ładowarka, słuchawki i kabel Lightning.
Porównanie do pięknego 5S.
Poprzednik był znacząco ładniejszy.
Na moich zdjęciach też prawie nie widać obiektywu – zupełnie jak u Apple.
Szkoda, że po prostu nie powiększyli 5S, chociaż przód 6-tki nie jest brzydki akurat. Bardzo za to odpowiadają mi nowe boczne przyciski.
Telefon dzięki obłościom naprawdę wygodnie leży w ręce.
A wystający aparat może i jest brzydki, ale jest pod szafirowym szkłem (potwierdziłem to) i robi genialne zdjęcia.
Te paski od anten są przepaskudne. Ciekawe co brał Jony Ive, gdy to zatwierdzał.
Cienki i lekki. Już go lubię. Bardzo. Urzekł mnie ekranem i aparatem.
A Wam jak się podoba?
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.