Osoby śledzące moje tweety/tweetnięcia1 czy „twytki” dowiedzieli się, że dałem się dzisiaj wmanewrować w pójście do kina na „Sex & the City 2”. Niestety okazja nie pozwalała w żaden sposób odmówić … Z drugiej strony nie jestem strasznym przeciwnikiem „chick-flicks” — skoro są chętni widzowie to naturalnie ktoś będzie je reżyserował i produkował. Skoro to wyznanie już mam za sobą … to nawet lubię romantyczne komedie, pod warunkiem że reprezentują coś sobą. Starczy spowiedzi na dzisiaj …
Nie byłem jednak przygotowany na farsę jaką zobaczyłem na dużym ekranie. Jedynym mocnym akcentem w całej tej żenującej produkcji była niania. Europejka. Z dużym biustem i płaskim brzuchem. Doprawdy zachwycający widok, nawet dla kobiet na sali. Przeprzaszam za zbaczanie z tematu. Przez moment pojawił się (na oko) 15″ model MacBooka Pro. Wyglądał mi na model pre-unibody, czyli taki jaki sam miałem do niedawna. To tyle, jeśli chodzi o plotki, że Carrie porzuciła go na rzecz HP. Na szczęście, bo widok tego ostatniego spowodowałby mój głośny sprzeciw i wyjście z kina ku konsternacji pozostałych widzów, zapewne zastanawiających się czy jestem w pełni zdrowy.
Te blisko trzy nudne godziny dały mi sporo czasu na przemyślenia na pewne tematy Apple’owe. Jako, że postać Carrie Bradshaw jest pisarką, to naturalnie moje myśli zbaczały ku pisaniu. Czynności, którą coraz częściej wykonuję na iPadzie. Postanowiłem zresztą takowe wpisy oznaczać jakże wymownym policzkiem od Steve’a jakim jest Sent from my iPad. Kilka pojawiło się podczas mojej ostatniej wyprawy wzdłuż Loary. Tamte były oczywiście napisane „na kolanie” w różnych dziwnych miejscach, z iPadem trzymanym oburącz. Kciuki są jednak najwygodniejszą metodą pisania na wirtualnej klawiaturze jeśli nie ma możliwości wygodnego usadowienia czterech liter i podgięcia nóg celem oparcia tabletu. W domu jednak wybieram zgoła inne rozwiązanie odkąd mam „ą” oraz inne polskie litery za pomocą Apple Wireless keyboard — siadam sobie wygodnie na kanapie, iPada stawiam obok na stoliku lub kładę na kanapie. Pisząc patrzę przed siebie, skupiając się na tekście, a nie literkach pojawiających się na ekranie aplikacji Pages. Polecam to każdemu — spróbujcie. Zupełnie inne doświadczenie.
Wracając jednak na moment do doliny Loary — zdjęcia były wykonywane dla mnie. Nie musiałem ich na miejscu obrabiać, ani wysyłać gdziekolwiek. iPad służył mi przede wszystkim jako backup karty pamięci, a sam ekran pozwalał z dużym powodzeniem oceniać wykonanie oraz2 ich ostrość. Pomimo, że ekrany LCD w aparatach w ostatnich latch znacząco się pojawiły to jednak nie jest to najlepsze medium do oceny swoich uwiecznionych cyfrowo chwil. Sama procedura zgrywania zdjęć na iPada była banalnie prosta — wystarczyło podłączyć camera connection kit, włożyć do złącz kabel USB <-> miniUSB i włączyć aparat. Photos.app chwilę kręciłó kółkiem podczas zczytywania zdjęć z karty, a potem wystarczało pacnąć w „Import all”. Nawet radził sobie z duplikatami, pytając odpowiednio czy chcemy je ponownie kopiować. Już drugiego wieczoru odkryłem, że nie musimy tak naprawdę czekać na załadowanie się miniaturek. Same pyszności — iPad zdał egzamin na piątkę z plusem. Uprzedzając pytania — nie zauważyłem żadnego przyśpieszonego zużycia baterii w żadnym z urządzeń, a sam proces był zakończony zanim skończyłem szorować jamę ustną.
Prawie zapomniałbym o najważniejszym przemyśleniu jakie naszło mnie w kinie — co zrobić jeśli wybuchnie Katla? Spieszę z tłumaczeniem — jak Ejalegotrudnowymówić pokrył Europę pyłem wulkanicznym to miałem inne zmartwienia i obowiązki, więc wycieczka na Islandię była wykluczona. Postanowiłem przed dwoma dniami, że jeśli starsza siostra, Katla, zacznie zionąć ogniem to wsiądę na pierwszy prom/samolot3 i przeznaczę 5-9 dni na zdjęcia. Sponsorów brak — mam jednak nadzieję, że wrażenia będą bezcenne … i że wrócę cało i zdrowo. Problemem jednak będzie co innego — zdjęcia z tej wyprawy przydałoby się nie tylko obrobić na miejscu, ale również jak najszybciej dostarczyć do odpowiednich agencji — może uda się pokryć część kosztów podróży. iPad w tej roli jednak zupełnie nie spełni pokładanych w nim nadziei. Nie dość, że brakuje w nim Lightroom czy Aperture to na dodatek aplikacje typu Mail nie mają dostępu do zgranych zdjęć — przynajmniej gdy są w formacie RAW/NEF. Nie testowałem jeszcze jak radzi sobie w JPGami, ale potencjalnie wydaje się to być jedynym sensownym rozwiązaniem poza kupnem laptopa. Mam jeszcze „na stanie” starego Thinkpada, ale po pierwsze ma 15″, a po drugie sporo waży. Mobilność jest konieczna przy takim wyjeździe więc idealnym rozwiązaniem wydaje się być MacBook Air. Tyle, że za wolny i za drogi. Pozostaje ewentualnie MacBook (Pro) 13″ — tylko co ja z nim zrobię po powrocie?
Cała moja nadzieja teraz leży w tym, żeby Katla jednak pozostała uśpiona … mój budżet nie zniesie kolejnego komputera, a geekowe potrzeby pozostaną uśpione.
Sent from my iPad
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.