Posiadanie 17″ laptopa nie zawsze jest takie fajne jak mogłoby się wydawać. Owszem mój MacBook Pro ma ogromne możliwości, szczególnie jeśli chodzi o wygodę obróbki zdjęć – głownie ze względu na znaczną rozdzielczość ekranu. Jednak nie przepadam za tymi czynnościami, gdy nie mam podłączonego tabletu – retusz palcem to tak jakbym próbował trafić igłą na sznurku z dachu wieżowca w mrówkę na chodniku. Nie twierdzę że wbudowany trackpad jest zły, ale daleko mu do precyzji i wygody piórka Wacomowego. Znaczne gabaryty również ograniczają wygodę jego przenoszenia – na tyle, że często idąc na słoneczny balkon rezygnuję z jego targania wraz z zasilaczem, który wymaga innego gniazdka ściennego. Z tego powodu często zastanawiam się nad dokupieniem drugiego, bardziej przenośnego komputera klasy MBP 13″ lub nawet Air. Niestety ostatnie roszady fotograficzno-sprzętowe uniemożliwiają mi jakiekolwiek inwestycje w Maki. Pomijam już zupełnie fakt, że wciąż mam nadzieję („A jak się nadzieje to my mamy” – kabaret Pigwa z nędzą przez kraj pędzą) na nowy produkt Apple w postaci MacTablet, iTablet, iPod Touch 10″ – lub odpowiednią inną twórczość nazewniczą plotkarzy. Te wszystkie zdarzenia powodują że coraz bardziej przychylnie patrzę na zakup iPhone 3GS sprzed 43 dni (zapamietane dzięki Moments), który niemalże codziennie zastępuje mi mojego dużego Maka w prostych czynnościach.
Do niedawna możliwości iPhone były z powodu braku odpowiednich aplikacji mocno ograniczone w porównaniu z prawdziwym komputerem. AppStore jednak zaczął się mocno rozrastać i developerzy zaczęli przedstawiać coraz więcej ambitnych programów. Niestety wraz z ich rozwijaniem się w tempie przyśpieszania wahadłowca Discovery, procesor pierwszych dwóch modeli telefonu z Cupertino zaczął mieć czkawki wydajnościowe zupełnie jak mój pierwszy samochód po załadowaniu go po dach 4 osobami i bagażami na dwa tygodnie. Gospodarstwo domowe dalej wyposażone jest w model 2G, ale ataki epilepsji przy korzystaniu z niego relegowały go dla drugiej połówki, która na szczęście nie ma takich wymagań, a poprzednik mojego 3GS znalazł ciepły dom u przyjaciółki która jest zachwycona jego funkcjonalnością i intuicyjnością – skoro kobieta sama sobie poradziła z synchronizacją zdjęć i muzyki w iTunes oraz założeniem konta w polskim App Store to chyba o czymś świadczy (nie żebym był szowinistą).
Wspominałem o codziennym zastępowaniu Maka przez iPhone – otóż nie do końca robię to z konieczności. Od niedawna zauważyłem że po prostu preferuję małe urządzenie w ręce od jakiegokolwiek laptopa – nawet gdyby ważył mniej niż powietrze. O ile w pozycji pionowej pisanie na wirtualnej klawiaturze ograniczam zazwyczaj do prawego palca wskazującego lub częściej kciuka z tej samej ręki, to już pisanie w orientacji poziomej dwoma kciukami powoduje różnicę predkości na poziomie F-16, a Cessną. Wbudowany słownik jest również niezwykle pomocny poprzez dodawanie chociażby polskich znaków i poprawianiu literówek. Ciekawostką jest moje powolne odchodzenie od korzystania z BLIPa, Twittera czy Facebook na OS X – po prostu apps na iPhone są tak przyjemne i proste w użytkowaniu, że niemal całkowicie przestawiłem się na ich interfejsy. Przyłością zapewne będą aplikacje w stylu Things na obie platformy z możliwością synchronizacji pomiędzy komputerem, a telefonem.
Zwracam również uwagę na nową klawiaturę ekranową w Snow Leopard, możliwe że zapowiada wspomniany i oczekiwany przez wielu MacTablet, ale pytaniem pozostanie na ile będzie to wygodne w pisaniu urządzenie …
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.