Aparaty w telefonach komórkowych u wielu osób powoli zaczynają zastępować te tradycyjne, jakże nudne i jednofunkcyjne. Ludzie decydują się na pozostanie przy jednym urządzeniu, a skoro telefon i tak zawsze mają przy sobie to najwygodniej jest nauczyć się korzystać z jego wbudowanych funkcji.
Sam jestem ofiarą takiego modelu postępowania – nie noszę ze sobą niczego poza telefonem. Korzystam z wbudowanego iPoda w mojego iPhone’a i paru innych aplikacji, które przez dłuższy okres przed smartfonami zastępował mi stary wysłużony Palm Vx. Kiedyś potrafiłem wrzucić do plecaka starą grę w stylu rosyjskiego wilka zbierającego jajka od kur, ale dzisiaj na te krótkie chwile grania wystarcza mi iPhone (tylko poza domem).
Wstyd się przyznać, ale względy rozmiarowe zmusiły mnie do zakupu małego aparatu, chociaż trochę ambitniejszego od tradycyjnego idioten-kamera. Powodem jest mobilność – na codzień nie sprawia mi przyjemności noszenie 10-kilogramowego plecaka ze sprzętem foto (chociaż gdybym potrafił się ograniczyć do jednego obiektywu … ale nie potrafię), więc na dnie plecaka ląduje Panasonic.
Faktem jest, że LX3 ma niesamowity jak na tą klasę obiektyw oraz jedynie 10 megapikseli – co jest dużym plusem. Jedyny akceptowalny dla mnie kompakt poza nim to Canon G10, jednak jego wymiary zewnętrzne mnie całkowicie zniechęcają.
Nie – nie jestem skończonym idiotą ponieważ preferuję mniejszą liczbę pikseli. W świecie kompaktów w dzisieszych czasach wdawanie się w wojnę ilościową jest kompletnie pozbawione sensu, ale jak przyznał nieoficjalnie inżynier pracujący nad rozwojem Canona 5D (parafrazując): „Gdyby dział marketingu pozwolił nam wypuścić produkt o mniejszej ilości megapikseli (rejon 14-16, zamiast 21) to jakością zdjęć bylibyśmy w stanie zniszczyć rynkową konkurencję (…)”. Jeśli dobrze pamiętam to użył słów „blow them out of the water” …
Księgowi i działy marketingu niestety dzisiaj rządzą produktem, który otrzymujemy. A wynika to z faktu, że znaczna większość klientów jest absolutnie przekonana o danym fakcie (chociażby, że tym więcej MP tym lepiej), który jest całkowitą nieprawdą. W dobrej lustrzance 6MP wystarcza do robienia wydruków A3. Zresztą upgrade mojego 10D do bardziej nowoczesnych standardów też mocno mnie irytuje. Zdecydowałem się ze względu na autofocus i rozmiar wizjera, a kosztuje mnie to 25-30MB na dysku na jedno zdjęcie i znaczące spowolnienie komputera przy obróbce. Cóż – nakręcają mnie na nowy komputer …
Pomimo zapisania ekranu literkami zdjęcie na górze pozostaje niezmienne – otóż jest to pierwsze zastosowanie MEMS z obiektywem – mikro elektromechaniczna migawka (Micro ElectroMechanical Shutter).
Telefony z aparatami miały dotychczas problem z większym rozdzielczościami ze względu na potrzebę przeniesienia dużej ilości danych z matrycy do pamięci w bardzo krótkim czasie (mikrosekundy). Nie będę tutaj wdawał się w szczegółowe aspekty tego problemu, ale w skrócie potrzebna jest migawka, która odetnie światło od powierzchni matrycy, aby ta mogła „zrobić zdjęcie”.
Obawiam się, że konsekwentny rozwój tej technologii z czasem doprowadzi do znaczengo spadku zainteresowania małym formatem w wydaniu amatorskim (Canon 1000D, Nikon D40x, itp.). Jakość zdjęć zapewne też znacznie się polepszy w porównaniu z wszelkiej maści Nokiami i będziemy mieli to samo co obecnie w muzyce – usatysfakcjonowane osoby słuchające MP3 w 112-128 Kbps zamiast podążanie w kierunku SACD czy DVD-Audio.
Czytałem niedawno (link zaginął w czeluściach internetu) właśnie o ciągłej akceptacji coraz gorszej jakości dźwięku na którego słuchanie wydajemy coraz większe pieniądze. iPod jest wygodnym domowym jukebox, szczególnie gdy jest podłączony pod domowe głośniki, ale po co właściwie płacimy za przetworniki z górnej półki skoro odsłuchjemy z niego śmieci?
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.