Pamiętacie jak męczyłem się z uploadem kilkunastu gigabajtów danych na YouTube’a na chwilę przed premierą Testu Nawigacji? Otóż nie pisałem wtedy o tym, ale ten router ratował mi wtedy tyłek. Dzięki niemu miałem w domu dwa źródła internetu – mój DSL szedł tradycyjnie po kablu do komputera, który go obciążał w 100% uploadem i czynił bezużytecznym, a ja tymczasem łączyłem się z D-Linkiem z mojego iPada i MacBooka Air, który internet brał od Plusa po LTE.
Zapewne bardziej zainteresuje Was limit prędkości osiągany na tym ostatnim, który wynosi 150 Mbps i 50 Mbps, odpowiednio dla downloadu i uploadu. W przypadku LTE od Plusa to on będzie ograniczeniem…
D-Link pod tajemniczym symbolem DWR-921 ukrył dwa produkty – zwykły router do jakich jesteśmy przyzwyczajeni od lat, wyposażony cztery gigabitowe porty, oraz router 3G/4G, dzięki któremu możemy korzystać z sieci komórkowej. Jeśli chodzi o samą specyfikację części tradycyjnej to nie ma żadnych niespodzianek. Wspierane są standardy Wi-Fi 802.11a/b/g/n (do 150 Mbps; ma jedno pasmo 2.4 GHz) oraz szyfrowanie WEP, WPA i WPA2. Jeśli chodzi o sieć komórkową to DWR-921 obsługuje pasma 900 i 2100 MHz dla 3G oraz 800, 900, 1800 i 2600 MHz dla LTE. Zapewne bardziej zainteresuje Was limit prędkości osiągany na tym ostatnim, który wynosi 150 Mbps i 50 Mbps, odpowiednio dla downloadu i uploadu. W przypadku LTE od Plusa to on będzie ograniczeniem… a przynajmniej tak sądzę na podstawie własnych doświadczeń. Nie udało mi się jeszcze osiągnąć więcej niż 35 Mbps downloadu i 25 Mbps uploadu w Warszawie. W moim miejscu zamieszkania te liczby oscylują w rejonie 25/15 Mbps jak wiatr dobrze powieje.
Bezproblemowo pakowałem go do swojej torby, gdy chciałem mieć szybki internet w zdalnym miejscu – wystarczyło gniazdo zasilania na miejscu i miałem wrażenie, że jestem w domu.
Jeśli chodzi o wygląd samego urządzenia to w zasadzie nie ma się do czego przyczepić poza tym nieszczęsnym błyszczącym plastikiem, którego czarny kolor powoduje, że widać na nim każdy pyłek kurzu … no i przy okazji każdą rysę. Całość jest lekka i waży jedynie 500 gramów, a anteny odczepia się w kilka sekund, więc bezproblemowo pakowałem go do swojej torby, gdy chciałem mieć szybki internet w zdalnym miejscu – wystarczyło gniazdo zasilania na miejscu i miałem wrażenie, że jestem w domu. Przód DWR-921 zdominowany jest wieloma świecącymi ikonami i przyciskiem ‚reset’ – całość nie jest specjalnie piękna, ale na pierwszy rzut oka widać co gdzie się znajduje, więc przynajmniej jest funkcjonalnie. Najważniejsza dla mnie jest oczywiście ikona 4G, której uzyskanie wymaga dodatkowej konfiguracji i zależy to zapewne od operatora. W przypadku Plusa wystarczy w ustawieniach urządzenia wpisać numer dostępowy zgodnie z ich poleceniem. Obecnie jest to *99***1#
. Jeśli tego nie zrobimy to router będzie łączył się najwyżej po 3G, co zasygnalizuje odpowiednia ikona. Na tylnej ściance routera znajdziemy jedynie gniazdko zasilania, włącznik, cztery porty LAN, jeden WAN oraz slot na kartę miniSIM, dzisiaj w zasadzie nazywaną po prostu SIM. Zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz oprócz błyszczącej powłoki – brakuje mi wbudowanego w urządzenie zasilacza. Nie lubię nosić ich osobno, bo niepotrzebnie zajmują miejsce, a tak ergonomia tego rozwiązania wzrosłaby znacząco dla osób mobilnych.
Jeśli ta pierwsza przestanie działać z jakiegoś powodu to router przełączy się na sieć komórkową.
Cechą szczególną tego routera jest wsparcie 4G, które naprawdę działa całkiem sprawnie. Co więcej – możemy go podłączyć jednocześnie do modemu od naszego kablowego dostawcy internetu oraz sieci 3G/4G. Jeśli ta pierwsza przestanie działać z jakiegoś powodu to router przełączy się na sieć komórkową. Jeśli nie interesuje Was funkcja modemu 3G/4G to poszperajcie od razu za modelami wspierającymi 802.11ac – przecież wiecie, że lada moment wymienicie Maka na nowszego, wspierającego ten standard.
Więcej informacji na temat produktu: D-Link DWR-921
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.