Jak już wspominałem w poprzednim wpisie i na Twitterze, od momentu zatrzymania się w kolejce przed sklepem o 7:05, po zaledwie 44 minutach miałem dwa telefony w ręku.
Wszyscy byli po kolei zapraszani do stołu za którym stali pracownicy Apple wyposażeni w iPody touch włożone w urządzenie z czytnikiem kodów kreskowych z custom softem do obsługi zakupów. Za nimi na półce (w Apple Store w Brent Cross) leżało równo 400 sztuk iPhone w pudełkach. Cześć była oklejona napisem „Reserved”, a reszta czekała na ludzi z ulicy.
Najpierw pracownik potwierdzał rezerwację poprzez adres email na który była zrobiona, a następnie zczytywał kod kreskowy z pierwszego telefonu (jeśli brało się dwa), wkładał naszą kartę kredytową do terminala i pobierał opłatę. Bezprzewodowo drukowało się pokwitowanie na drukarce i pozostało tylko je podpisać. Gotówka też była przyjmowana, jednak wtedy zapisywali imię i nazwisko kupującego. Procedura była powtarzana dla drugiej sztuki.
Aktywacja telefonu oraz przeniesienie kontaktów i ustawień ze starego telefonu były dokonywane na końcu Apple Store przy kolejnym biurku. Tam też dostępne były akcesoria w postaci docków i bumperów z czego te ostatnie tylko w kolorze czarnym. Płaciło się za nie osobno, ale dokładnie tą samą metodą.
Pracownicy w Brent Cross byli dobrze przygotowani i nie było żadnych potknięć — szybko, sprawnie i przede wszystkim przyjemnie. Różnica w stosunku do naszych rodzimych iSpotów jest powalająca.
Przepraszam za nudną nutę wpisu, ale pisząc to jestem już ponad 31 godzin na nogach z jedną krótką drzemką w autobusie.
W przypadku jakichkolwiek pytań zapraszam tradycyjnie do komentarzy.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.