Dzisiaj przyjechał iPad Air mojej Żony w wersji absolutnie podstawowej – wybraliśmy model 16 GB Wi-Fi z kilku powodów, ale przede wszystkim dlatego, że rzadko przemieszcza się z nim poza domem, a obecnej 16-tki Mini nie ma nawet w połowie zapełnionej. Przez moment zastanawialiśmy się czy nie wziąć analogicznego modelu do mojego rMini – 32 GB LTE. Za tym pomysłem stała z kolei moja cudowna druga połowa, która zaoferowała, że weźmie moje rMini jeśli nie będę zadowolony z kolorów, a ja wtedy będę miał Aira. Wiem jednak, że woli większy ekran i nie mogłem jej tego zrobić…
Paczkę odebrałem od kuriera na mieście, bo zdążył ją przechwycić z magazynu, więc korzystając z okazji porozmawiałem z nim na temat jego pracy. Zapytał przy okazji co dzieje się, że tyle paczek od Apple dzisiaj mają do rozwiezienia – sam na pace miał ponad 40, a obsługuje tylko połowę Mokotowa. Dowiedziałem się, że samo TNT miało dzisiaj do rozwiezienia blisko pół tysiąca paczek z Shenzen i Pragi, z czego większość była najprawdopodobniej kupiona w Black Friday. Szok!
Sam iPad jest tradycyjnie zapakowany w większy karton celem zabezpieczenia go w większym stopniu niż samo pudełko. A to z kolei nie różni się w zasadzie niczym (poza rozmiarem) względem innych iPadów.
W środku, pod iPadem Air, znajduje się 12W ładowarka oraz kabel USB ⇆ Lightning. Dodatkowo otrzymujemy kopertę z papierologią (oraz dzyndzlem do wyjmowania tacki SIM w przypadku modeli LTE).
Proszę Państwa – oto Jego Cienkość, iPad Air.
Mam teraz tylko nadzieję, że Żona mi wybaczy unboxing…
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.