Nie wiem czy to kwestia mojej staroświeckości, ale iTunes Match mnie kompletnie nie interesuje. To nowa funkcja, dostępna od jakiegoś czasu, która umożliwia nam przetrzymywanie naszej muzyki w chmurze Apple. Działa to o tyle ciekawie, że porównana zostaje nasza baza danych z utworami, do których sprzedaży Apple ma prawa. Jeśli takowe zostaną znalezione, to nie musimy ich nawet uploadować, więc oszczędzamy sporo czasu. Oczywiście jeśli mamy utwory, których iTunes Match nie rozpozna, to są one po prostu przesłane do Apple. Usługa kosztuje €24.99 rocznie i w jej cenie dodatkowo otrzymujemy coś bezcennego – legalizację całej naszej muzyki1. To wszystko jest stworzone po to, abyśmy mogli w każdej chwili pobrać lub strumieniować na iPhone’a lub iPada kawałki, których zapomnieliśmy zsynchronizować.
Niestety kompletnie nie rozumiem sensu korzystania z serwisów typu Spotify, Deezer, Songza i innych. Podobnie nie wiem po co miałbym płacić ponad stówkę rocznie za to, żebym mógł raz w roku pobrać utwór, którego zapomniałem zgrać na telefon. Muzykę mam legalną, a jak już coś zapomnę to jednak taniej kupić jeden kawałek za 4 zeta.
Jestem typem osoby, która woli być właścicielem swoich płyt. Nie mam zamiaru też denerwować się jak przestanie działać internet czy coś nawali. A jak chcę koniecznie posłuchać coś przypadkowego to zwykłe radio stoi przede mną otworem – czy to w eterze, czy w internecie. Za darmo. Jestem też w stanie się założyć, że mniej mnie kosztuje kupowanie płyt (rzadko to robię) niż płacenie miesięcznego abonamentu.
Cytując Mela Gibsona w Zabojczej Broni 4:
I’m too old for this shit.
- Nieaktualne. Apple zmieniło regulamin. ↩
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.