Jeśli chcecie mnie wesprzeć to zapraszam do kupna mojego poradnika "Jakim jesteś Makiem?".

Złodzieje przekonali mnie do Apple

· Wojtek Pietrusiewicz · 6 komentarzy

Moja przygoda z Apple rozpoczęła się nietypowo, ponieważ została poniekąd wymuszona przez … wybór samochodu. Zbliżał się koniec 2006 roku i czekałem na odbiór auta, a jako że miałem już serdecznie dosyć wypalania składanek na płytach CD to skusiłem się na złącze do iPoda (5G video) zamiast zmieniarki. Ta decyzja była wynikiem ciągu zdarzeń z moimi poprzednimi samochodami, a mogę ją podsumować jednym zdaniem:

Kradzież w Polsce jest powszechnie akceptowana.

Wniosek dosyć drastyczny, jednak w mojej ocenie jak najbardziej prawdziwy. W końcu nie bez powodu miałem 60% zniżki na zakup szyb bocznych do samochodu. Wszystko zaczęło się od pierwszego wybicia i kradzieży radia Pioneer na kasety. Potem Pioneer na CD. Oraz samego decku Pioneer wraz ze zmieniarką. Później bodajże jeszcze straciłem sam panel, paczkę prezerwatyw ze schowka, a raz samą szybę bo w aucie już nie było nic wartego zabierania.

Oczywiście nikt nie włamywałby się do moich samochodów, gdyby nie niedzielne giełdy odwiedzane przez całe tłumy z dziećmi w poszukiwaniu tanich okazji. Nie wiem czy przeciętny Kowalski jest tak tępy jak kasjerka w USA czy po prostu udawał, że kupowane radio za 100 złotych (a warte 1000!) z uciętą wiązką kabli, bez panela i z wgnieceniami przez barana wydłubującego go śrubokrętem z mojej deski rozdzielczej jest świetną okazją. Zresztą mój inteligentny inaczej sąsiad regularnie chodził i odkupywał swoje własne lusterka od złodzieja. A może jakby nikt nie kupował kradzionych rzeczy to nie byłoby po co ich kraść? Jednak nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło.

To właśnie te ciągłe kradzieże przekonały mnie do zamawiania fabrycznie montowanych odtwarzaczy, a w ostatnim przypadku ze złączem do iPoda. Brzmi to wszystko pięknie i ładnie dopóki nie wróciłem któregoś dnia dosyć późno do domu, po długiej podróży, załadowany bagażami i dopiero popijając relaksującego drinka na kanapie zdałem sobie sprawę, że iPod został w aucie. Lenistwo, skrupulatnie ćwiczone przez wiele lat, spowodowało że ten jeden jedyny raz poszedłem prosto do łóżka zamiast objazdem po odtwarzacz, myśląc że przecież prawodpodobieństwo najgorszego jest znikome. Myliłem się. Nauczyłem się również nic wartościowego nie pozostawiać w aucie. Poważnie! Ostatnio po centrum handlowym spacerowałem objuczony laptopem i plecakiem ze sprzętem foto. Dobre 15kg. Jak debil.

Ten pierwszy iPod wymusił na mnie ogarnięcie mojej muzyki na komputerze – skończyło się to po prostu na całkowitym jej skasowaniu oraz długich wieczorach wkładania kolejnych płyt CD do napędu, aby zrzucić ulubione utwory do mp3. Na tym etapie było już 2:0 dla Apple – miałem ich odtwarzacz oraz iTunes, który nie tylko rozpoznawał poszczególne płyty, ale potrafił sam ściągnąć okładki do nich. Samo posiadanie iPoda również zapoczątkowało bardzo delikatne zainteresowanie ich produktami.

Rok i jeden iPod później (ten skradziony) pojawiły się w końcu iPhone’y, które nie wymagały przeróżnych dziwnych nakładek na karty SIM. Model 2G był cool – nie ma co ukrywać – jednak do dzisiejszej rewolucji w moim życiu było jeszcze daleko. O ile sam telefon był fenomenalnym gadżetem, to jednak poza Safari nie oferował zbyt wiele. Jednak to właśnie telefon Apple spowodował, że coraz częściej odwiedzałem iSpoty celem bliższego poznania istoty OS X na iMakach.

17 lipca 2008 roku zawitał w domu upgragniony Macbook Pro. Duży, aluminiowy, zgraby i przede wszystkim piękny. Regularni czytelnicy wiedzą, że mam w sobie nutę estetyki i po prostu cenię nie tylko samą funkcjonalność – forma ma też swoje znacznie. To był punkt zwrotny – w końcu system operacyjny, który robił to co chcę. Miał mnóstwo narzędzi, które były ze sobą zintegrowane. Był intuicyjny. Jak narkotyk. Za czasów Windows siadałem do komputera kiedy miałem coś do zrobienia, dzisiaj robię to dla przyjemności. Stało się przy okazji najgorsze – zostałem fanboyem.

Cały powyższy proces był w miarę przyzwoicie rozłożony w czasie, jednak to sam AppStore był dla mnie przełomem. Nagle zacząłem poznawać nowe rzeczy w postaci Facebook czy Twitter (dzięki popularności klientów przeznaczonych do tych serwisów), dzięki WordPress.app zacząłem tworzyć wpisy na telefonie, ponownie grać w lekkie gry – czyli marnować sporo czasu, ale też poznawać nowe technologie. Ten krytykowany z każdej strony telefon w wielu czynnościach zastępuje komputer.

Tymczasem cała ludzkość czeka z niecierpliwością na Kindle-killer – bodajże najbardziej komentowany i oczekiwany produkt na świecie, którego istnienie w ogóle nie jest potwierdzone. Czy już 26 stycznia 2010 roku dowiemy się coś więcej na jego temat?

Wiem jedno – gdyby nie złodziejstwo w tym kraju to prawdopodobnie moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej i nigdy nie kupiłbym iPoda, który zapoczątkował moją przygodę z Apple.

Frajerze wybijający mi szyby pod uczelnią: dzięki!

Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.