Wszystko w życiu kosztuje. Zdrowie, nerwy, ale przeważnie pieniądze. Czasami jednak mam wrażenie, że wszystkie pieniądze na świecie nie są w stanie rozwiązać pewnych bardzo podstawowych problemów.
iPad jako platforma dla wydawców
iPad, w odróżnieniu od innych tabletów, jest znakomitą platformą wydawniczą. Jeden system operacyjny, przewidywalne zmiany, brak konieczności dostosowywania magazynu do różnych ekranów i rozdzielczości – raj na ziemi? Nie zupełnie … Problem z wydawcami, i mam tutaj na myśli gigantów typu Condé Nast, jest taki, że mają staroświeckie podejście do tematu. Od premiery pierwszego iPada minęły dwa lata i w tym czasie niewiele się zmieniło. Magazyny nadal bazują na tych samych technologiach, które udostępnia Adobe w ramach InDesign, co kończy się na tym, że każde wydanie to kolejny zbiór plików PNG. W ramach upraszczania sobie życia, kolejnym problemem jest fakt, że wszystkie magazyny tego wydawcy wyglądają identycznie. Próbowaliście kiedyś przejść się do Empiku i wziąć do ręki Vogue oraz The New Yorker? Wróć. Przekrój i Playboy powinny Wam więcej powiedzieć o różnicach, które mam na myśli. Dochodzimy zatem do smutnych wniosków – nie dość, że magazyny tracą swój charakter, to jeszcze zajmują setki megabajtów, co z kolei powoduje konieczność zarządzania nimi (kasowania i ponownego pobierania, jeśli chcemy wrócić do jakiegoś artykułu), ze względu na ograniczoną pojemność w naszych mobilnych komputerach.
Są na rynku jednak firmy, które próbują pewne rzeczy zmienić – rozmawialiśmy na ten temat w podcaście kilka odcinków temu. Zinio podchodzi alternatywnie do tematu, oferując coś co łączy cechy PDFa oraz plików PNG, z tym że różni się to między poszczególnymi magazynami. Niektóre pozycje mają ponadto przycisk, które przełącza widok z trybu graficznego w tekstowy. W efekcie otrzymujemy białą kartkę papieru, z czcionką przyzwoitych rozmiarów, która może nie jest piękna, ale ułatwia czytanie. Problem w tym, że z tego trybu zupełnie nie korzystam – po prostu preferuję widok „graficzny.”
Ostatnio pojawiły się ciekawe hybrydy, o których również wspominałem – magazyn Tap! jest w Kiosku od jakiegoś czasu. To połączenie tradycyjnych grafik stosowanych przez wydawców opierających się na systemie Adobe wraz z obszarami, w które wlany jest tekst. Nie jest to jednak do końca przemyślane i kończy się na tym, że tekst trzeba zwyczajnie scrollować w ramach danej strony. Jest to całkowicie nieintuicyjne i pomimo, że tekst renderowany jest przez silnik iOS, to jest to zdecydowanie najgorsze rozwiązanie.
Na koniec tego zestawienia zostawiłem naszego rodzimego PressPada, stworzonego przez Pawła Nowaka kilka ładnych miesięcy temu. Byłem szczerze i bardzo mocno zainteresowany tą platformą, ponieważ opiera się ona na czystym HTMLu i CSSie. Niestety rozwój aplikacji jest bardzo powolny i trzeba miesiącami czekać na nową funkcjonalność. Gwoździem do trumny był fakt, że podczas startu, nie było możliwości zróżnicowania magazynów pomiędzy sobą. Szkoda, bo platforma, przy odpowiednim finansowaniu, miałaby spore szanse przebić się na rynek kontrolowany przez Adobe.
Podobne rozwiązanie do PressPada, jednak skupiające się na innym obszarze tego rynku, to Flipboard. Nie można w nim czytać magazynów, ale za to strony WWW ich partnerów są dostępne w bardzo przystępnej formie. Całość jest również stworzona w HTMLu i CSSie, a dzięki szablonom dostarczonym do wybranych serwisów, strony przedstawiają się unikalnie, a przyjmność z ich czytania jest spora. Do tego dochodzi fakt, że sam silnik Flipboarda jest bardzo dopracowany – tak prosta czynność jak „przewracanie kartek” jest niemal perfekcyjnie wykonana. Jeśli porównacie to z PressPadem, to przepaść pomiędzy wrażeniami z obu jest gigantyczna. Niestety, Flipboard obecnie nie wykazuje zainteresowania tradycyjnym rynkiem wydawniczym, ani rozwojem na kraje inne niż anglojęzyczne.
Współpraca z Apple nie jest łatwa
Wielu z Was regularnie czyta iMagazine, a jeśli macie iPada, to prawdopodobnie zainstowaliście naszą aplikację. Wiecie też zapewne o naszych bitwach z Applem w tych kwestiach. Do dnia dzisiejszego, blisko 100 dni odkąd wysłaliśmy ostatnią aktualizację, nadal nie jesteśmy w stanie wywalczyć czegokolwiek w sprawie problemów, którę są plagą części czytelników – brak możliwości pobierania numerów i tym podobnych. Ale może zacznę od początku …
W pewnym momencie nie wytrzymaliśmy i napisaliśmy maila, który był zaadresowany m.in. do Tima Cooka, Phila Schillera oraz paru innych, wyżej podstawionych osób.
Wszystko zaczęło się od problemów po przesłaniu do Apple wersji 1.2 aplikacji iMaga, która wprowadzała między innymi funkcję Kiosku (Newsstand). Nie dość, że okazało się, że część potrzebnych do zaimplementowania rzeczy w ogóle nie są opublikowane w dokumentacji, to kilkukrotnie trzeba było wprowadzać pewne poprawki, których Apple sobie zażyczyło. Po kilku próbach … sukces! iMagazine zniknął z App Store i … nie pojawił się w Kiosku. Wszystkie znaki na niebie, maile od Apple oraz iTunes Connect, pokazywały „zielone światło,” ale rzeczywistość była zgoła odmienna. To zawieszenie trwało 40 dni. W pewnym momencie nie wytrzymaliśmy i napisaliśmy maila, który był zaadresowany m.in. do Tima Cooka, Phila Schillera oraz paru innych, wyżej podstawionych osób. Dwa dni później iMagazine pojawił się w Kiosku. Naiwny ten, który pomyśli, że to koniec zmagań z problemami. Nagle okazało się, że u niektórych wszystko działa prawidłowo, ale u innych nie można pobrać żadnego numeru. Przekazywaliśmy te informacje do naszego kontaktu w siedzibie iTunes Connect w Texasie, odpowiedzialnego za Polskę, ale okazało się, że ani oni, ani my nie mamy takich problemów. Zostaliśmy poinformowani, że użytkownicy, którzy nie mogą pobierać numerów lub mają inne problemy, powinni osobiście zgłaszać problem. Niestety, te osoby, które się pofatygowały i wysłały zgłoszenie, otrzymały informację, że muszą się skontaktować bezpośrednio z nami – kółko się zamknęło.
Zniechęcony Dominik już chyba przestał w ogóle z nimi korespondować. Mnie z kolei nie chce dopuścić do klawiatury, bo znając moje podejście do głupoty, zmieszałbym ich z błotem.
To wszystko spowodowało, że opóźnione zostały kolejne aktualizacje, które miały wprowadzić kolejną funkcjonalność. Na dzień dzisiejszy prace są mocno zaawansowane, ale istnieje jeszcze kilka problemów do rozwiązania. A Apple? Zdaje się, że o ile sama siedziba w Cupertino działa niczym startup, jest bardzo elastyczna i szybko dostosowywuje się do nowych projektów poprzez przenoszenie talentów pomiędzy zadaniami, to dział odpowiedzialny za iTunes Connect, App Store i całą resztę, to korporacja w całym złego tego słowa znaczeniu. Zdaje się, że problemy przekraczają zdolności i chęci ludzi za nie odpowiedzialnych. Szczerze mówiąc to nawet nie wiemy co dalej w tej kwestii robić. Zniechęcony Dominik już chyba przestał w ogóle z nimi korespondować. Mnie z kolei nie chce dopuścić do klawiatury, bo znając moje podejście do głupoty, zmieszałbym ich z błotem. Obecnie trwa zawieszenie, które szkodzi wszystkim – czytelnikom, Apple, nam. Wszyscy na tym tracimy, a rozwiązanie zdaje się być nieosiągalne …
Przyszłość prasy
Osobiście czekam na silnik dla wydawców, który będzie podobny do tego, którego znamy z Flipboarda. Każdy wydawca tworzyłby szablon, który jest dostosowany do ekranu iPada i nie ma znaczenia czy obsługiwany będzie starszy w rozdzielczości 1024×768 czy nowszy, reklamujący się czterokrotnie większą ilością pikseli. Połączenie HTMLu z CSSem dałoby lekki efekt końcowy, który nie powienien ważyć więcej niż kilkanaście megabajtów, nawet przy zastosowaniu grafik wysokiej rozdzielczości, dostosowanych pod Retinę. Nie spodziewałbym się, żeby Adobe chciało coś robić w tym kierunku – straciliby pozycję monopolisty i mogłoby się nagle okazać, że wydawcy nie potrzebują więcej drogiego InDesigna czy też całego pakietu CS, aby wydawać elektroniczne miesięczniki. Ba! Może się okazać, że nie potrzebują już całęgo działu DTP – wystarczy jeden webdesigner, który stworzy odpowiedni szablon, którego treść będzie automatycznie pobierana z plików tekstowych. Tylko czy znajdzie się odważny, który przeniesie świat magazynów w nowe czasy, tak jak Flipboard to zrobił dla stron internetowych? Czy znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie napisać prosty backend do obsługi całości? A może Flipboard się w końcu obudzi ze snu? Ktoś musi w końcu wstrząsnąć tym rynkiem, bo dopóki to się nie stanie, dopóty Adobe będzie w iście ślimaczym tempie dążyło ku przyszłości i jednocześnie żądało astronomicznych kwot od wydawców – kwot, za które można raz w miesiącu kupić sobie mały samochód.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.