Jeśli chcecie mnie wesprzeć to zapraszam do kupna mojego poradnika "Jakim jesteś Makiem?".

O instrukcjach

· Wojtek Pietrusiewicz · 3 komentarze

Pamiętam jeszcze nasz pierwszy magnetowid w domu – miałem wtedy może z osiem lat. Produkt pochodził z fabryki Mitsubishi. Ta firma chyba produkuje do dzisiaj jakieś inne przedmioty, bo z działu video na pewno nie utrzymałaby się na rynku. Urządzenie miało co prawda pilota, ale nie takiego jakiego dzisiaj sobie wyobrażamy. Był to prosty prostokąt z kilkoma przyciskami, a z jego przedniej ścianki wychodził przewód, który wtykało się w odpowiednie gniazdo w skrzynce pod telewizorem. Na szczęście to były czasy, w których przepisy BHP niewiele znaczyły, ponieważ znacznie bezpieczniejsze było ruszenie czterech liter z kanapy i wciśnięcia odpowiedniego guzika na magnetowidzie niż próba korzystania z przedłużacza. Kabel był żywą pułapką na Chochonie – nieważne jak się starałeś to zawsze potknąłeś się o niego …

Mitsubishi

Dopiero kilka lat później nastała era modeli korzystających z podczerwieni, ale problemem z kolei był interfejs wymyślony przez Chińczyka składającego przez całe życie drewniane klocki. Nikt poza dziećmi w tamtych czasach nie potrafił ustawić nagrywania programu o zadanej godzinie. To nawet nie była kwestia czytania instrukcji – 10-latek brał ją do ręki i po 5. minutach wszystko było ustawione. Mgr. inż. elektronik natomiast nie potrafiłby tego zrobić, gdyby od tego miało zależeć życie wyżej wymienionego syna. Prędzej skonstruowałby układ wykonywujący to samo niż zrozumiałby strukturę menu magnetowidu zarezerwowaną tylko dla najbardziej wtajemniczonych.

Dwadzieścia lat temu wszelkie urządzenia AGD i RTV zachowywały się podobnie – były całkowicie poza kontrolą ich właścicieli chyba, że mieli stopień naukowy z fizyki atomowej, ale to im tylko pomagało w stworzeniu zapalnika do tego co akurat konstruowali. To właśnie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ludność przestała czytać instrukcje. Po co tracić czas skoro to i tak nie pomoże? Łatwiej było ożenić się i mieć syna, który zająłby się tymi rzeczami. Objęło to naturalnie wszystkie dziedziny życia, łącznie z komputerami. To dlatego, gdy na ekranie pojawiał się niepokojący komunikat wszyscy natychmiast klikają w pierwsze co nawinie im się pod myszę – OK, Cancel, Anuluj czy też Zaniechaj. Ba! Mógłby tam być wyryty napis z przyszłotygodniowymi numerami Lotto, a i tak nikt nie zwróciłby na niego uwagi.

W dzisiejszych czasach przyznam, że niewiele się zmieniło. Urządzenia, którymi się zajmuję służbowo niestety działają pod kontrolą Windows, ale na szczęście XP, które jeszcze jestem w stanie ogarnąć w razie problemów. Bezwzględnie i wyłącznie z powodu doświadczenia jakie zdobyłem przez ostatnie lata próbując walczyć z nimi każdą dostępną metodą. Oczywiście bez instrukcji, bo jest mi nie potrzebna. Szybciej dojdę do tego co zamierzam osiągnąć metodą prób i błędów. Poważnie! Dla przykładu, w procedurze upgrade’u oprogramowania jest napisane, że serwer należy podłączyć do internetu i zaaplikować krytyczne poprawki dostarczone przez Microsoft. Ta informacja zajmuje 2 (słownie: dwie!!!) strony, kilka obrazków i jest na dodatek wyeksponowana tłustym drukiem. Wiecie co się stanie, gdy podłączymy serwer do internetu i zainstalujemy poprawki? Też nie chciałem wierzyć, ale spowodowało to całkowite wysypanie się specjalistycznego hardware’u oraz firmware’u w nim. W międzyczasie dowiedziałem się, oczywiście od specjalistów producenta, że tego kroku pod żadnym względem nie wolno wykonywać. Nie rozumiem w takim razie dlaczego jest on obecny w przynajmniej dwudziestej wersji instrukcji z procedurą uaktualnienia oprogramowania. Może jest to po prostu niespodzianka od znudzonych informatyków, którzy nie mają żon ani dziewczyn, a ostatni raz na żywo widzieli waginę podczas własnego porodu.

Dzisiaj z kolei dostałem telefon z pytaniem, dlaczego ów serwer z którym niedawno stoczyłem całonocną walkę, nie pozwala na załadowanie pewnej funkcji w programie. Ponoć pojawia się komunikat o braku uprawnień do wykonania tej czynności. Dodam tylko, że konfiguracja Windows w tym urządzeniu jest w taki sposób zrobiona, że zawsze logujemy się na jedno i to samo konto użytkownika, a hasło jakie wpiszemy decyduje o naszych uprawnieniach. Oczywiście jest to wszystko opisane w instrukcji, tylko leniwy informatyk postanowił je zmienić, żeby jego szef musiał do niego częściej dzwonić po pomoc… Oczywiście rozleciała się cała konfiguracja …

To jak – mamy czytać instrukcje czy jednak nie? Sam już nie wiem …

Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.