Niecałe trzy tygodnie temu moja druga połowa w końcu złamała się widząc jak biedny ja uginam się pod ciężarem 10 kilogramowego plecaka i kupiła nam rodzinną “małpkę” – najnowszego Fuji X100T. Leica dla biednych? A może aparat dla hipsterów? Różnie go nazywają, ale dla mnie to przede wszystkim narzędzie, które jest przenośne, mogę je zabrać ze sobą wszędzie i na dodatek mam ochotę go używać.
Dokładnie 18 dni temu odebraliśmy przesyłkę od Fuji, a w środku znaleźliśmy sam aparat – najnowszy X100T w kolorze czarnym – oraz fabryczny czarny pokrowiec na niego. Model srebrny ma swój urok, ale jego metal jest dla mnie zbyt błyszczący i przypomina mi lakierowany plastik. Subiektywnie czerń bardziej mi odpowiada, a przy okazji wygląda znacznie bardziej tajemniczo. Jakość wykonania całości jest na naprawdę znakomitym poziomie – metal i skóra (lub skóropodobny produkt). Plastikowe są w zasadzie jedynie przyciski. Te zresztą znacząco poprawiono względem poprzedników – modeli X100 i X100S. Poza tym aparaty niewiele się różnią – T dostał elektroniczną migawkę i nowy tryb wizjera optycznego. Wyróżniają go trzy główne cechy względem innych aparatów – hybrydowy wizjer posiadający trzy tryby, stały obiektyw odpowiadający 35 mm na pełnej klatce oraz matryca APS-C.
Zrobiłem nim już ponad pięćset zdjęć – co jest bardzo dużo jak na mnie – ale częściowo to oczywiście wynika z chęci testów niektórych funkcji oraz jego możliwości. Na obecną chwilę mam włączony tryb RAW + JPEG. Cały czas zastanawiam się czy zrezygnować z RAW, aby ograniczyć czas potrzebny na obróbkę i od razu wrzucać JPEG-i do Photos dla OS X. Niestety, chyba tego kroku nie uczynię. Po pierwsze, bardzo przypadły mi do gustu symulacje starych filmów Fuji – Velvia i Classic Chrome w szczególności. Po drugie, pomimo że Fuji wypluwa chyba najlepsze JPEG-i jakie widziałem z aparatu, to nadal jestem w stanie osiągnąć lepsze efekty w Lightroomie, który w końcu jakoś sobie radzi z matrycą X-Trans. Po trzecie, musiałbym się przed zrobieniem zdjęcia decydować na symulację filmu, a czasami warto mieć możliwość zmiany na inną.
Od strony obsługi aparatu nie mam w zasadzie żadnych zastrzeżeń – możliwości konfiguracyjne wszystkich przycisków na body X100T są jeszcze większe niż u poprzedników i wszystko już sobie poustawiałem tak jak chcę. Do ogarnięcia mam jeszcze możliwość ustawienia różnych konfiguracji pod specjalnymi profilami oraz testy wysokiego ISO – wstępnie oceniam że jest wyraźnie gorzej niż na moim D700 i chyba nie będę wychodził poza 1600, chyba że zdecyduję się na B&W. Najlepszą zmianą względem poprzedników jest wywalenie w cholerę pokrętła na tylnej ściance i zastąpienie jej zwykłymi przyciskami lewo/prawo/góra/dół. Ten poprzedni system był tak słaby jakościowo i tak irytujący w obsłudze dla mnie, że prawdopodobnie nie namawiałbym Iwony na ten aparat gdyby nie ta zmiana.
Nowy hybrydowy wizjer ma trzy tryby pracy – optyczny z nałożoną elektronicznie siatką, w pełni elektroniczny oraz optyczny z małym elektronicznym podglądem w rogu. Zauważyłem, że korzystam przede wszystkim z tego środkowego, w pełni elektronicznego, przez większość czasu. Jest zaskakująco dobry, a w odróżnieniu od optycznego pozwala na żywo podejrzeć histogram oraz głębię ostrości. Ciekawy jestem czy moje preferencje zmienią się w przyszłości.
Największą zaletą X100T jest jego pokrowiec oraz rozmiar. Dzięki temu zarzucam go na szyję i nie potrzebuję nic innego ze sobą mieć. Dodatkowo wpadłem w nawyk przekładania go również przez rękę, dzięki czemu leży wygodnie na plecach, a mogę go szybko przekręcić na klatkę piersiową. Jakość zdjęć jest oczywiście wyraźnie lepsza niż z iPhone’a w większości sytuacji, a dodatkowe możliwości kontroli głębi ostrości są dla mnie bezcenne. Niestety w oryginalnym pokrowcu nie mieści się osłona przeciwsłoneczna, dzięki której aparat wygląda znacznie lepiej, ale na obecną chwilę zdecydowałem, że ważniejszy jest dla mnie komfort jego szybkiego chowania.
Zastanawiam się czy jeszcze nie dokupić do niego convertera, który z 23 mm obiektywu (35 mm na pełnej klatce) zamienia go w 33 mm (50 mm na FF). Może się przydać do ciaśniejszych kadrów, ale jego cena nie jest niska. Mówi się, że za jakość się płaci, a ta rzekomo jest znakomita. No i wspomniana osłona przed słońcem nadal chodzi mi po głowie, tym bardziej że wkrótce jedziemy do kraju gdzie będzie jego dużo… W międzyczasie dokupiłem dwie 32 GB karty SDHC SanDisk Extreme Pro, które rzekomo potrafią odczytywać i zapisywać dane z prędkością 95 MBps. Zamówienie złożyłem na Amazonie w UK – wyszło blisko dwa razy taniej niż w Polsce nota bene. Do kompletu wziąłem jeszcze czytnik Lexara na USB 3.0 – wspiera CF i SD, a wzrost prędkości jest zauważalny.
Jakość wykonania X100T jest bezkonkurencyjna w tej klasie cenowej. Jest nawet lepsza od wszelkich DSLR jak chociażby nowe Nikony Df, D810 i tym podobne. Lubię taką dbałość o detale, a polityka japońskiego Fuji jest znacznie bardziej imponująca niż konkurencji – wprowadzają znaczące poprawki firmware’owe dla starszych aparatów kosztem potencjalnie kilku sprzedanych sztuk. Ta polityka jednak przekonała mnie do tego, że jak tylko będę miał możliwość to sprzedam swój Nikonowy zestaw i kupię na jego miejscu Fuji. Czekam tylko na możliwości finansowe oraz nowy body klasy X-T1 – plotki głoszą, że X-Pro 2 jednak otrzyma większą matrycę niż APS-C o cropie 1.3x co byłoby fantastyczną wiadomością. Może X-T2 pójdzie jego śladami… Do body na pewno wezmę (mm przeliczone na FF) 35-tkę f/1.4, 85-tkę APD f/1.2 oraz być może 15-36 f/4 OIS. Na wiewiórki w razie czego jest dostępny 75-210 f/2.8 OIS.
Wkrótce urlop w gorącej Afryce i planuję tam ze sobą zabrać jedynie X100T. Zobaczymy jak się spisze. Mi na pewno będzie lżej – o jakieś 9.5 kg.
Galeria
Wybrane zdjęcia z ostatnich dwóch tygodni.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.