Dzisiaj rano stałem pod prysznicem, gdy w radiu poleciało nietypowe wykonanie utworu, którego znałem. Zanim jednak zdążyłem wybiec spod niego (prysznica, nie utworu), chwycić iPhone’a i wrzasnąć na Siri, aby uruchomiła Shazama to utwór się oczywiście skończył. Głupio mi się zrobiło – wydarłem się na Siri. Na kobiecy głos starający się mi pomagać… Zupełnie nie pomyślałem o tym, że Apple dzięki temu ma teraz próbki podniesionego głosu. A jak to wykorzysta w przyszłości? Jak Siri zacznie stroić fochy, gdy ktoś na nią krzyczy? Zanim jednak we mnie zwątpicie, to większy problem w powyższym też dostrzegłem…
Oczywiście po paru minutach StarCraft został zapomniany, a my jak to podchmielone i głupie dzieci, wyszliśmy na ulicę i zaczęliśmy przechodniów pytać, nucąc im to co pamiętaliśmy.
Wiele lat temu, kiedy jeszcze nie miałem prawa jazdy, samochodu i nie wolno mi było (prawnie!) pić, powyższe czynności były niewyobrażalne. Nie było telefonów z internetem, a co dopiero tabletów. Nie było nawet komputerów z dostępem do niego. W praktyce, poza polibudą i wybranymi osobami, które korzystały z dialupów, nie było internetu. Telekomuna wtedy nawet nie miała swojego słynnego numeru dostępowego. Pewnego późnego wieczoru wracaliśmy z kumplami z imprezy na wrocławskim rynku i wpadliśmy do lokalu jednego z nich. Pogadać, posączyć browce i zagrać może w StarCrafta na LANie. Włączyliśmy radio… Podczas konfigurowania niezbędnego okablowania i komputerów temat rozmowy przeszedł na muzykę. Jeden z nas wspomniał o piosence, którego tytułu ani wykonawcy nie znaliśmy. Oczywiście po paru minutach StarCraft został zapomniany, a my jak to podchmielone i głupie dzieci, wyszliśmy na ulicę i zaczęliśmy przechodniów pytać, nucąc im to co pamiętaliśmy. Nie muszę chyba dodawać, że patrzyli na nas jakbyśmy dopiero co uciekli z psychiatryka w Lubiążu.
Przy bodajże trzecim lub czwartym telefonie odebrała przemiła Pani, która akurat ustawiała playlistę.
Skończyło się na tym, że zadzwoniliśmy do biura numerów i wyciągnęliśmy od zdezorientowanej Pani numery do wszystkich stacji radiowych we Wrocławiu. Było już grubo po północy, więc szanse na dodzwonienie się do DJa były niewielkie, ale nie poddaliśmy się. Przy bodajże trzecim lub czwartym telefonie odebrała przemiła Pani, która akurat ustawiała playlistę. Jak Curly, Larry i Moe1 zaczęliśmy jej tłumaczyć o co nam chodzi. Na szczęście ta osoba była na tyle inteligentna, że pomimo naszego fałszowania wiedziała o co nam chodzi. Odpowiedziała tylko „Nie wyłączajcie radia…”
Następnym utworem był „One of us” Joan Osborne… Dostaliśmy nawet dedykację. Było to surrealistyczne doświadczenie.
To niesamowite jak się czasy zmieniły. Przez te dwie dekady to samo możemy zrobić na kilka różnych sposobów bez konieczności dzwonienia czy śpiewania do kogokolwiek… chociaż dzisiaj sam próbowałem sił do Shazama. Już wiem przynajmniej dlaczego nie jestem słynną gwiazdą… A tak wystarczy byle jaki smartfona z Shazamem czy Soundhoudem…
Za kolejne dwadzieścia lat ludzie będą się z tego śmiali. Shazama, a nie braku internetu. W to drugie po prostu nie uwierzą.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.