Microsoft zaprezentował Surface z Windows RT już ponad rok temu. Debiut tego tableto–laptopa był co prawda sporo później, bo dopiero w październiku 2012, jednak patrząc na powyższe daty, ciężko mi uwierzyć, że upłynęło tak mało czasu. Na początku pomysł z klawiaturą bardzo mi przypadł do gustu, ale na szczęście bardzo szybko mi to minęło. Kompletnie też nie przemawiał do mnie “najmocniejszy” jego punkt sprzedażowy — fakt, że potrafi łączyć pracę z przyjemnością, czyli funkcje tabletu z możliwością obsługi Office’a. W założeniu to miało być urządzenie z kompromisami, ale idealne dla szerokiej publiczności, dla wszystkich, którzy chcą jedynie pograć w Angry Birds, przejrzeć WWW, odpowiedzieć na pocztę czy stworzyć arkusz kalkulacyjny w Excelu — taki ambitny oczywiście. Prawie pełnoprawny laptop, ale chowający się pod przykrywką tabletu. Pomysł być może dobry, ale kompletnie rozmijający się z rzeczywistymi potrzebami klientów, którzy nadal wybierają iPady, przez co Microsoft ma problem. A w zasadzie sześć milionów problemów.
Wracając do teraźniejszości, Surface RT został przeceniony o $150 i będzie dzięki temu dostępny w znacznie przystępniejszej cenie. Na tyle przystępnej, że jego producent stracił na tym interesie skromne 900 milionów i to nie kolumbijskich peset. Produkt ma już blisko rok i jeśli gigant z Redmond zdecyduje się na jego uaktualnienie, zamiast uśmiercenia go, to nowej wersji powinniśmy się teoretycznie spodziewać już za kilka miesięcy. Tymczasem na magazynach zalega mnóstwo hardware’u, którego nikt nie chce. Odpowiedź na pytanie czy ktokolwiek się skusi na niego poznamy zapewne niedługo, ale ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: Dlaczego on się nie sprzedawał?
iPad jest prostym urządzeniem. Włącza się błyskawicznie, nie trzeba nim zarządzać, uaktualniać go, pracuje na baterii od rana do nocy, a czasami jeszcze dłużej i jest urządzeniem innym niż komputer. Drastycznie innym. Dla wielu służy głównie do konsumpcji treści i w tym jest naprawdę świetny. Innym z kolei służy jako jedyny komputer — też się da. Ta jego “inność” też wielu zapewne zachęca do korzystania z niego, bo nie kojarzy im się z obowiązkiem pracy. Niektórzy po prostu wolą mieć bardziej intymne urządzenie, a fizyczna klawiatura jest im zbędna. Powodów zapewne jest tyle ilu ludzi i każdy będzie miał ich inny zestaw, a wymienianie wszystkich tutaj jest bezcelowe.
Jest też iOS — prosty i intuicyjny system operacyjny, działający płynnie i nie wymagający praktycznie żadnej wiedzy o nim. Nawet jeśli ktoś jest całkowitym laikiem komputerowym, to wystarczy poprosić syna, sąsiada czy kogokolwiek ciut bardziej obeznanego, aby założył im konto w App Store i dodał ich kartę płatniczą. Potem wystarczy już tylko podawać swoje hasło przy kolejnych zakupach. Jak do tego dodamy automatyczne backupy i mnóstwo innych udogodnień to otrzymujemy bardzo proste równanie: moja Mama po ponad sześciu miesiącach ma tylko jedno pytanie dotyczącego użytkowania swojego iPada 3 — „Jakie mam hasło do Skype’a?
Surface to z kolei laptop, wyposażony w okrojone Windows RT, które na dodatek mają dwa oblicza — “przyjazny” Metro oraz tradycyjny tryb desktopowy. Dodany tylko po to, aby móc uruchomić na nim Office’a. Potęga software’owa, jaką jest Microsoft, nie potrafiła stworzyć UI dla ich sztandarowego produktu. UI, dzięki któremu nie trzeba korzystać z klawiatury i myszki, aby trafić w mikroskopijne przyciski i klawisze na ekranie. Podejrzewam zresztą, że podeszli do tematu od złej strony — zamiast od razu rozpocząć pracę nad Officem i dostosować go do Surface, wybrali drogę łatwiejszą … postanowili dodać desktop mode oraz klawiaturę. Nie tędy droga. Świat dzięki temu otrzymał produkt o dwóch obliczach, przy czym oba były obarczone sporymi kompromisami. Z jednej strony jest to uproszczony system operacyjny, ale z drugiej, nadal trzeba nim zarządzać. W “formie tabletu” Surface był niby prostszy i bardziej zrozumiały, ale trzymał krótko na baterii. Takich kompromisów jest niestety mnóstwo i wielu klientom na pewno nie przypadły do gustu. Podejrzewam też, że wielu osób wracając do domu nie chce dalej patrzeć na znajomy z pracy ekran komputera. Chcą odmiany, czegoś co nie kojarzy im się z biurem. Tutaj Windows RT niestety nie był w stanie tego zapewnić. To również mógł być kolejny powód, tak jak i fakt, że nie sądzę, aby ludzi dla rozrywki uruchamiali Office’a. Poza moją szwagierką, która z jakiegoś powodu lubi tworzyć arkusze w Excelu dla przyjemności.
Nie bez powodu Apple tworzy produkty, które potrafią tylko kilka rzeczy robić, ale potrafią je robić znakomicie. Od A do Z. Weźmy iPoda dla przykładu. Kupujesz muzykę w iTunes, w którym wystarczy raz dodać swoją kartę, a potem całość się synchronizuje z urządzeniem. Całość doświadczeń, od wyjęcia z pudełka, poprzez podłączenie do komputera, sync i zakup samych utworów czy płyt, jest banalnie prosta, intuicyjna i nie sprawia kłopotów. Microsoft z kolei próbuje upchnąć do niego wszystko co się da tylko dlatego, że garstka userów chciałoby od święta uruchomić Office’a. Surface Pro tutaj stanowi jeszcze większą zagadkę, z tą różnicą, że można na nim uruchomić praktycznie wszystko, bo pozostała kompatybilność wstecz. Problem w tym jest taki, że palcem nie da się obsługiwać ani Office’a, ani Photoshopa. Widocznie produkty z kompromisami nie są tym co szukają klienci, czego dowód stanowi jego słaba sprzedaż.
Kolejnym problemem był sposób reklamowania produktu przez Microsoft. Reklamy skupiały się głównie na tym, że klawiatura jest odczepiana … i ponownie doczepiana … z satysfakcjonującym klikiem. Miała główną rolę, do spółki z jakimiś tańczącymi–nie–wiadomo–po–co osobami. Cała koncepcja zupełnie do mnie nie przemówiła i ewidentnie nie byłem jedyną osobą, która miała takie odczucia. Na dodatek, klawiatura, reklamowana wszędzie, nie jest nawet domyślnie dołączana do Surface — trzeba za nią zapłacić ekstra. Co więcej, Microsoft nie potrafił zejść cenowo poniżej poziomu oferowanego przez Apple.
Ciężko dzisiaj przewidzieć jak to się wszystko skończy oraz jaki kierunek obierze firma kierowana przez Steve’a Ballmera — ostatnia restrukturyzacja oraz zapowiedzi coraz bardziej sugerują model podobny do tego, jaki przyjął Apple wiele lat temu, ale sama zmiana struktury nie wystarczy — trzeba jeszcze zacząć produkować i sprzedawać dobre produkty. Patrząc na ostatnie wpadki przy promocji jedynego hitu firmy — Xboxa One — zacząłem się zastanawiać czy Sony nie zgarnie rynku przy następnej generacji konsol. Wątpliwe, ale możliwe.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.