Do środy dnia przedwczorajszego przesadnie dużo nie myślałem o Apple Watchu. Będzie jak będzie. Bez stresu. Bez ciśnienia. Ot pojawi się fajny gadżet do recenzji, którego prawdopodobnie nie będę dłużej trzymał i odsprzedam komuś chętnemu po miesiącu. Ale dzisiaj jest już piątek, a w piątek wszystko się zmieniło…
Po pierwsze ekipa #MajndDeGap poleciała na #iLondyn – Dominik, Jasiek, Krzysiek, Norbert i Tomek – na której wiadomo było od dłuższego czasu, że zegarków nie będzie. To się potwierdziło – w miarę możliwości panowie mieli mi jedną sztukę przywieźć. No, ale nie przywiozą. A teraz prawdopodobnie siedzą w samolocie, rozładowując baterie, które mają wytrzymać dobę, w trzy godziny. Dobrze im tak. Niestety z ogromnym żalem nie miałem możliwości udać się do Lądka z nimi. Nie miałem też możliwości udać się do Berlina, gdzie paru szczęśliwców stało w kolejce i wyszli prawdopodobnie nie z tym modelem, który chcieli. Złośliwy jestem, co? Staram się… Z drugiej strony, nawet gdybym miał czas, żeby sterczeć w Berlinie to nie miałem na to najmniejszej ochoty i bym tego nie zrobił.
“I’m too old for this shit.”
Panom w #iLondyn jednak udało się zdobyć swoje zegarki, bo zamówili je na adres kolegi jednego z nich. Zamówień było tak dużo, że kolega, który im użyczył adresu domowego, w prezencie od Apple otrzymał anulowane zamówienie. Nie wiem czy w tej kwestii się coś zmieniło, bo w samolocie nie mają Wi-Fi, ale na jego miejscu nie byłbym specjalnie zadowolony. Chociaż wierzę, że ekipa ma tak dobre serca, że odstąpili mu jednego ze swoich (a mieli po jednym na głowę). Mówiłem już, że się staram? Niestety zamówienia Krzyśka i Jaśka nie dotarły, więc prawdopodobnie mają podobny nastrój do mojego…
A moje zamówienie? Zamówione o godzinie 9:06 z dostawą na tereny okupowane przez Krzyżaków? Nie ma. Ni widu, ni słychu. Karta nie obciążona. Pieniążki leżą i czekają. Na tyle, że już lekko nadtopiły brzegi Amex-a. Pragnę zauważyć, że inne ślamazary z godziną zamówienia późniejszą niż moja już zostali obciążeni. Oby im zupa na obiad była za słona. Oby im żarówki w domu się przepaliły. Oby im tyłki urosły tak bardzo żeby musieli kupować dwa bilety na samolot. Oby im iPhone nie mieścił się w kieszeni. Tak, naprawdę się staram.
Smutno mi. Bo inni mają, a ja nie. Krzyżacki Apple Store podpowiada, że przyjedzie pomiędzy 12/05, a 26/05. Zapewne już zdążę wyjechać na urlop.
Zaje-fucken-biście.
* Prawie wszyscy. Moje wyrazy współczucia dla Krzyśka, Jaśka i wszystkich innych, którzy się nie załapali.
Zdjęcie: „Beast” – sticker z Facebooka, idealnie obrazujący mój nastrój.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.