Porównań z iPodem touch nie da się uniknąć – wychodzi wtedy, że Sony i Samsung spóźnili się dobre kilka lat. Jednak patrząc na to pod innym kątem dochodzę do wniosku, że taki odtwarzacz nie jest wcale głupim pomysłem. iPod Touch nigdy nie grzeszył jakością dźwięku, a wręcz odwrotnie – pamiętam, że mój stary Sony Ericsson w800i potrafił “zagrać” lepiej, niż Touch trzeciej generacji. Magią iPoda był dotykowy, stosunkowo duży ekran i dostęp do aplikacji z App Store.
Bodaj najlepszy hardware miały klasyczne iPod, dzisiaj nazywane Classic. Niestety, Apple poszło w kierunku gorszych jakościowo podzespołów odpowiedzialnych za konwersję dźwięku, ale był ku temu powód – to nigdy nie był sprzęt dla audiofili. Patrząc z kolei na systematyczne spadki sprzedaży iPodów, które kanabalizowane są przez iPhone’a, nie widzę przyszłości dla tego typu odtwarzaczy na rynku. Wyjątkiem pozostają takie nisze jak dzieci, które nie potrzebuję telefonu oraz ludzie o podobnych potrzebach do tych pierwszych. Nie zmienia to jednak faktu, że wygodniej mieć jedno urządzenie przy sobie, niż kilka.
Pomysł kupna Galaxy S WiFi z pięciocalowym ekranem i baterią o pojemności 2500 mAh z możliwością odtwarzania dźwięku około 60 godzin za niecały tysiąc złotych nie wydaje się wcale taki zły… Osobiście widzę u siebie miejsce na takowy.
U siebie też widzę możliwość wykorzystania tego typu hardware’u, tyle że w postaci iPoda. Jednak za każdym razem jak dochodzę do takich wniosków zadaję sobie proste pytanie: czy będzie mi się chciało nosić dodatkowy sprzęt? Podejrzewam, że trudniej byłoby mi go sobie odmówić, gdyby miał wbudowany moduł 3G oraz GPS.
Czasy trochę się zmieniły i Walkman z serii Z oraz Galaxy S WiFi mają trafiać w trochę innych klientów, przede wszystkim tych, którym zależy na jakości dźwięku i na tym, żeby móc odtwarzacz multimedia niezależnie od baterii telefonu i tym podobne.
Bardzo ciekawym zastosowaniem iPodów, dla osób naprawdę ceniących sobie jakość dźwięku, jest wykorzystanie ich jako „magazynu” dla naszej muzyki w połączeniu ze stacjami dokującymi, które cyfrowo pobierają muzykę, bez żadnej konwersji i dopiero same wypuszczają dźwięk do odpowiedniego wzmacniacze. Cena takich zabawek oscyluje w tysiącach euro i tym samym powoduje, że mają sens tylko dla najbardziej wymagających.
A tak na koniec: iPod touch to „iPod touch,” a nie „iPod Touch.”
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.