Coś za coś. Do Sony Tablet P trzeba się przyzwyczaić. Z jednej strony dostajemy niezwykle mobilne urządzenie, lekkie, wręcz kieszonkowe, niezwykle wygodne w użytkowaniu, z którego możemy korzystać niemal wszędzie, czy to chcemy przeglądać sieć czy pracować. Zwłaszcza, że można z niego zrobić mikro-laptopa, a dedykowana fizyczna klawiatura wydaje się zbędna. Z drugiej strony podział na dwa ekrany obniża jakość korzystania z mediów. Wprawdzie urządzenie nie gubi pikseli, ja przynajmniej tego nie dostrzegłem, ale może być dość niewygodne czytanie czy oglądanie z około 2 centymetrowym czarnym paskiem pośrodku. Można do tego się przyzwyczaić i po kilku dniach użytkowania prawie się tego nie zauważa, ale jednak coś jednak się traci przez taką budowę tabletu.
Wszystko w naszym życiu jest mniejszym czy większym kompromisem, ale główny nacisk położony jest na główny sposób wykorzystania danego urządzenia. iPhone ma 3.5″, bo to najwygodniejszy rozmiar dla przeciętnego człowieka. iPad ma 10″, bo zapewnia odpowiedni kompromis pomiędzy rozmiarem, wagą, a wygodą użytkowania. Generalizuję tutaj, ale chyba wiecie co mam na myśli. Czasami jednak trafiają się takie produkty jak Sony’ego Tablet P, które idą na stanowczo zbyt dużo kompromisów, a na dodatek nie mają, na pierwszy rzut oka, ewidentnego zastosowania. Czy to konsola do gier? A PSVita? Xperia Play? Tablet S? Takie działania świadczą o braku pomysłu na produkt oraz ekosystem, co Sony pokazuje co raz częściej.