Dzisiaj upał; żar leje się z nieba; na Twitterze wypowiadają słowa … i zdania. Dzień jak co dzień … na równiku, ale dla Polski to dzień rzadko spotykany. Taki też będzie ten wpis. Krytyczny, powiecie. “Hate’ujący” zawołacie. Nie — będzie szczery. Subiektywny. Być może odrobinę sprawiedliwy. Tak jak powiedziałem co myślę o iOS 7 kilka tygodni temu, tak nie będę się ograniczał dla Moto X.
Po pierwsze, wizualnie nie mam do telefonu zastrzeżeń. Jest ładny, pomimo że wykonano go z plastiku. Jest na pewno ładniejszy niż HTC One i Galaxy S4. Zaryzykowałbym też twierdzenie, że przy odpowiednim doborze kolorów będzie ładniejszy od Nexusa 4. Mojego Nexusa 4. Tył podoba mi się nawet bardziej niż ten w iPhonie 5. Gorzej już z jego przodem — na zdjęciach ma taki wystający kołnierzyk, którego jestem ciekaw na żywo. Walory estetyczne jednak zostawmy — to indywidualna kwestia i albo się komuś podoba, albo nie.
Po drugie, ten wpis nie powstaje dlatego, że właśnie na Twitterze zakończyliśmy małą potyczkę słowną z Michałem Zielińskim, która uważa Moto X za “najlepszego Androida” na rynku. Dla precyzji, użył chyba słów “numer 1.” Zdecydowanie nie dlatego. Ta dyskusja jednak nadała ton tym słowom. Pomimo, że od paru dni w głowie układam sobie co napiszę na temat nowej Motoroli, to cały czas odkładałem to w czasie. Parę rzeczy jednak w międzyczasie się wyklarowało, a połączenie wysokiej temperatury zewnętrznej, wynoszącej na moim balkonie ponad 30 stopni Celsjusza i zażartej dyskusji, wyzwoliły we mnie adrenalinę. Dużo adrenaliny. Zapraszam jak zwykle do dyskusji, ale proszę o rzeczowe argumenty.
Moto X ma kilka zasadniczych błędów marketingowych, konstrukcyjnych i filozoficznych. Przede wszystkim ma cenę wynoszącą dokładnie tyle w opcji z kontraktem, ile kosztują high–endy konkurencji, a jest przecież mid–endem. Czemu więc nie ma najnowszego SoC? Dlaczego zdecydowali się na procesor sprzed dwóch generacji? Wybór ekranu akurat rozumiem — większość ludzi nie zauważy różnicy pomiędzy 720p, a 1080p; za to oszczędność prądu jest ogromna, a czas pracy na jednym ładowaniu znacznie ważniejszy. Rozumiem też, z bólem serca, wybór AMOLED, ale na ich miejscu nie jest to kompromis, na który sam zdecydowałbym się. To nie jest dobra technologia, a powody takiego stanu rzeczy wymieniałem już niejednokrotnie. Tak przy okazji — dlaczego telefon w wersji custom z możliwością wyboru kolorów będzie dostępny tylko u jednego operatora?
Cena zatem prawdopodobnie wynika z prostego faktu, że telefon ma etykietę “Assembled in the US of A.” Fajnie. Tylko kiedy ostatni raz pracownicy w USA potrafili coś lepiej złożyć od Chińczyków? To smutne, ale Ci drudzy mają znacznie większe doświadczenie. Mniejsza jednak o to — dotychczasowe egzemplarze dla mediów wydają się być złożone idealnie. Zobaczymy jak będzie później, ale podejrzewam, że to jest na tyle istotny element, że Motorola zadba o najwyższą jakość — cokolwiek innego to strzał w kolano. To zresztą temat na osobny wpis, a uwarunkowania polityczno–ekonomiczne są tak szerokie, że prawdopodobnie zamieniłby się w książkę.
Przejdźmy zatem do czystego Androida w Moto X, który nim nie jest. Motorola jako pierwsza zdecydowała się na minimalną ingerencję w czystego Androida. Nie ma żadnych nakładek ani innych śmieci, których nie cierpię (poza Sense 5, ale też nie jest idealnie). Ma za to kilka świetnie zapowiadających się pomysłów, które mają poprawić komfort korzystania z telefonu. To co najbardziej mnie zaskoczyło to ile pracy włożyli w dokładnie przemyślenie niektórych funkcji. Dotychczas Android (w większości) przyzwyczaił mnie do wpakowania do niego wszystkiego co się da. Niekwestionowanym liderem w tej kwestii jest Samsung. To nie był komplement. Motorola jednak przeprowadziła szereg badań, po których zrobiła kolejne, i kolejne, aż zrozumieli jak i do czego ludzie używają telefony. Ponoć ekrany w smartfonach włączamy do 60 razy dziennie, aby sprawdzić stan powiadomień i/lub godzinę. Niestety, stockowy Android pod względem informacji na lockscreenie odstaje od iOS, który bardzo ładnie zbiera wszystkie powiadomienia, które możemy bez dodatkowych gestów, przycisków czy czarów przewijać w górę i w dół. To bardzo wygodne rozwiązanie. Przypominam, że Android dodatkowo wymaga rozwinięcia górnego paska. Od tego momentu jest już lepiej niż w iOS. Motorola z kolei automatycznie włącza ekran, gdy wyjmujemy telefon z kieszeni. Drobnostka, ale cieszy. Ale … nie przemyśleli tego do końca.
Wada rozwiązania Motoroli jest spora. Oczywiście wiele może się jeszcze zmienić przed premierą, ale nie sądzę, aby to miało miejsce w tym przypadku. Otóż problem polega na tym, że telefon pokazuje tylko ostatnie powiadomienie na ekranie, ze stosowną ikoną. Widzimy tylko jedno, jedyne, ostatnie powiadomienie. Aby przejrzeć resztę musimy odblokować telefon i zsunąć pasek powiadomień. Zupełnie niepotrzebnie. iOS ma sporo wad jeśli chodzi o implementację powiadomień Apple. Pomimo tego, fakt że wszystko jest widoczne na lockscreenie, bez dodatkowych gestów czy konieczności odblokowywania telefonu, jest znacznie wygodniejsze.
Od doby zresztą staram się korzystać z ActiveNotifications — jest to aplikacja, która powiela funkcje powiadomień dostępne w Moto X. Nie oferuje wszystkich możliwości oczywiście, ale pokazuje je na tej samej zasadzie — niestety nie da się z tego korzystać w żaden sensowny sposób. Powyżej przedstawiam Wam trzy screenshoty — ActiveNotifications w trybie zaraz po wybudzeniu ekranu, po przytrzymaniu palcem ekranu oraz tradycyjny widok stockowego systemu, od lewej od prawej odpowiednio.
W większości przeczytacie to jako czepianie się. Ja na to patrzę jak na straconą szansę, a przynajmniej nie wykorzystaną. Mogli to zrobić lepiej. Po prostu lepiej. Obecna forma jest kompromisem, który być może kogoś zadowoli, ale nie mnie. Aby był jasność — nie uważam rozwiązania w iOS za idealne i też kilka elementów mi się nie podoba, ale sam lockscreen uważam za lepiej rozwiązany. Motorola w każdym razie ewidentnie włożyła w to sporo pracy, ale pracy, która tak naprawdę niczego nie rozwiązała. Wygląda to jak półprodukt. Mam nadzieję, że będą go rozwijali, aż stworzą coś wyjątkowego.
A sam Moto X? Za drogi na to co oferuje. Dzisiaj tak specyfikacja jest “wystarczająca.” A jutro? A jak pojawi się Android 5.0? Google akurat nie słynie z optymalizacji kodu i dotychczas jedynym rozwiązaniem było pakowanie się w najdroższy i najnowszy sprzęt. Tak samo jak dzisiaj nie kupiłbym iPhone’a 4, tak samo nie kupię Moto X, pomimo że oba są ładne. Pytanie jednak co zrobią “zwykli użytkownicy,” do których adresowany jest ten telefon? Wybiorą wygląd nad mocą? Obawiam się, że nawet jeśli tak będzie, to może być to pierwszy i ostatni raz. Ponadto, skoro Motorola nie ma preferencyjnych warunków u Google’a to muszą czekać na najnowsze Androidy tak samo jak wszyscy inni. Przypominam, że Motorola jest własnością firmy z Mountain View. Kolejna stracona szansa. Jedyna nadzieja w tym, że modyfikacje systemu są na tyle niewielkie, że wprowadzanie uaktualnień będzie szło im sprawniej niż innym.
Jest jeszcze jeden aspekt Moto X, który może zadecydować o jego sukcesie bądź porażce — czas pracy na baterii. Motorola twierdzi, że wystarczy jej na 24 godziny aktywnego korzystania z telefonu. Niektórzy to potwierdzają. Inni zaprzeczają. Jakiś hardcore’owiec z The Verge wyciągnął na nim o połowę mniej. Inny z Android–coś–tam.com podobnie. Jonathan Geller z kolei potwierdza dobę Mieszane raporty; nie wiadomo komu wierzyć.
Na dzień dzisiejszy mamy stanowczo za dużo znaków zapytania i za mało odpowiedzi. Pytanie, które jednak mnie nurtuje najbardziej: dlaczego Motorola planuje go sprzedawać jedynie w USA?
P.S. Ten turkosowy i zielony są śliczne od tyłu.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.