Jeśli chcecie mnie wesprzeć to zapraszam do kupna mojego poradnika "Jakim jesteś Makiem?".

Kenia – dzień 4 – Analiza międzykontynentalnej migracji kulinariów na przykładzie sambusów

· Wojtek Pietrusiewicz · 21 komentarzy

Na ten dzień czekałem przeszło 18 lat (słownie: osiemnaście lat!). Ostatni raz tego rajskiego smaku na podniebieniu doświadczyłem w 1994 roku. Pamięć ludzka to jednak niesamowite narzędzie, ponieważ pomimo tak znacznego upływu czasu niczego nie zapomniałem – ani ich smaku, ani aromatu.

Mowa oczywiście o tytułowych Sambusach – arabskim przysmaku, którego popularność dzisiaj mi ciężko ocenić. Nie jest w każdym razie dostępny w Polsce w oryginale, a przynajmniej nigdzie go nie spotkałem. Raz jakaś wschodnia knajpa w Warszawie oferowała coś o tej samej nazwie, ale była to jedynie marna imitacja.

Sambusy to bardzo proste i prawdopodobnie niezdrowe pierożki wypełnione baraniną lub warzywami – preferuję oczywiście te pierwsze. Cienkie, żytnie ciasto, składane jest z farszem w trójkątne, równoboczne pierożki, które są następnie smażone na głębokim oleju. Jak tylko zobaczyłem, że to przysmak dnia, robiony zresztą na poczekaniu, to krzyknąłem z radości na całą restaurację niczym dziecko, które otrzymało lizaka po wizycie u dentysty. Jak się zapewne domyślacie, ubóstwiam to danie. Zaraziłem nim zresztą moją żonę i przez wieczór „opędzlowaliśmy” ich ponad dwadzieścia. W przerwach poruszaliśmy temat ich nazwy z kucharzem – w Kenii nazywane są „samosa”, co jest bardzo bliskie arabskiemu „sambusa”. On sam nie znał ich historii, ale przekazał nam, że rzeczywiście pochodzą bezpośrednio z obecnej w tym kraju kultury arabskiej.

Jeśli ktokolwiek wie gdzie w Warszawie lub w ogóle w Polsce, można zjeść prawdziwe arabskie lub kenijskie „sambusy” / „samosy” to proszę pilnie o kontakt. A jeśli gdzieś takowe spotkacie to koniecznie je spróbujcie – szczególnie w wersji z baraniną! Raj dla podniebienia, mówię Wam …

Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.