Jeśli chcecie mnie wesprzeć to zapraszam do kupna mojego poradnika "Jakim jesteś Makiem?".

Kenia – dzień 2 – Malaria i podstawy higieny

· Wojtek Pietrusiewicz · 23 komentarze

Wczoraj ugryzł mnie pierwszy komar, zresztą podczas publikowania pierwszego tekstu z tej serii. Dzisiaj drugi. Odpowiednio w kostkę i mały palec u stopy. Pomimo, że wcześniej czytałem trochę o samej malarii oraz znam pi razy drzwi zasady higieny osobistej w tym kraju, to trochę przeraziło mnie to co znalazłem na Wikipediach oraz podobnych miejscach.

Szczepienia i podstawy higieny

Jadąc do Kenii i podobnych krajów należy przygotować się przede wszystkim od strony szczepień. Sama Kenia akurat nie ma żadnych wymaganych szczepień, poza jednym specyficznym przypadkiem – jeśli przekraczamy granicę lądową to należy okazać dowód na szczepionkę przeciwko żółtej febrze. Polskie szpitale zakaźne jedynie informują, iż zalecane są: tężec, błonica, polio, WZW A+B, wspomniana żółta febra, dunga (której epidemia akurat wybuchła niedaleko stąd) oraz coś tam jeszcze. Zabijcie mnie, ale nie przypomnę sobie szczegółów. Całkowity koszt wszystkich tych szczepień oscyluje w rejonie 1000 PLN, zależnie od tego ile dawek będziecie musieli przyjąć oraz z jakim wyprzedzeniem zaczniecie je przyjmować. Jest to koszt, który z odpowiednim przygotowaniem można rozłożyć w czasie, aby nie odczuć tego po kieszeni. Wiele osób zupełnie je pomija i większości nic się nie dzieje. Prawdopodobieństwo jest niskie, szczególnie jeśli nie zamierzacie podróżować po kraju, ale zawsze jest … no właśnie … „ale”. Zdrowie jest zawsze najważniejsze i warte każdych pieniędzy.

Bardzo ważnym jest pamiętanie o tym, że nie pijemy, połykamy czy nawet nie dotykamy do ust wody z kranu. Dotyczy to również, a nawet przede wszystkim, lodu. Drink czy napój przeważnie jest zimny, ale nie schładzajcie go lodem – z oczywistych względów. Każde mycie zębów, płukanie ust i innych tego typu miejsc, robimy za pomocą wody butelkowanej, otwartej przez nas. Tak – jest to upierdliwe, ale trzeba o tym pamiętać. Zawiodę również fanów krwistego mięsa, jajek na miękko oraz podobnych smakołyków – to pierwsze ma być well done, a jajka gotowane przez minimum pięć minut. Podejdźcie do tematu z rozsądkiem, stosując się do powyższych wskazówek, które zresztą znajdziecie w każdym poradniku podróżnika, a nic złego nie powinno się stać.

Malaria

To jest temat, który mnie lekko zaniepokoił. W Mombasie wszędzie stoją znaki „drogowe” ostrzegające o malarii. Ludność, a nie turystów. To daje do myślenia. Bilboardy i ściany budynków są z kolei częściowo zdominowane przez firmy produkujące i sprzedające moskitiery oraz silne repellenty przeciw komarom. Podobnie zresztą wygląda to w miejscowej telewizji. To wszystko wzięte razem ze wspomnianym ukąszeniem komara powoduje, że bliżej zainteresowałem się tematem tego pasożyta.

Jeśli dobrze pamiętam, to malaria występuje w pięciu odmianach (koniecznie te informacje skonfrontujcie z fachową literaturą – mam tutaj ograniczony dostęp do internetu), z której dwa lub trzy rodzaje są bardzo odporne na wszelkie leki przeciwmalaryczne. Na tego pasożyta nie ma szczepionki, a 20% zachorowań kończy się śmiercią. Co więcej – malarone, najbardziej polecany przez lekarzy lek, nie zapewnia stuprocentowej ochrony przed infekcją. Pierwsze objawy można zaobserwować dopiero po tygodniu do miesiąca od ukąszenia. W najbardziej krytycznej sytuacji człowiek ma dwadzieście godzin, od wystąpienia pierwszego objawu, na specjalistyczną pomoc lekarską. Maluję tutaj oczywiście najczarniejszy scenariusz, ale cóż mam powiedzieć – taki obraz siedzi mi w głowie.

Malarone, obecnie polecany przez lekarzy, należy brać na dwa dni przed wyjazdem oraz do tygodnia po powrocie z kraju, w którym występuje malaria. Jedno pudełko kosztuje od około 160 do 240 PLN, zależnie od apteki, która go sprzedaje. Warto poszukać taniej – udało mi się nabyć go za tą niższą cenę. Od razu też odradzam zakup leku przez internet w „promocyjnych” cenach po 80-100 PLN za opakowanie – w znaczącej większości są to nic nie warte podróbki, które nie dają absolutnie żadnej ochrony. Wszystko należy oczywiście skonfrontować z lekarzem, a sam lek jest na receptę.

Pamiętajcie o jednym – przed wyjazdem do krajów typu Kenia, warto zainteresować się szczegółowo szczepieniami, zasadami higieny oraz kupić repellent o stężeniu TDDE powyżej 30%. Żaden Off czy Autan – to są specyfiki, które tutaj nie działają. W tym wypadku armata na komara rzeczywiście jest potrzebna.

Tymczasem mi z tyłu głowy nadal pozostaje wizja, że być może już jestem zarażony. Cóż – shit happens, a o skutkach ukąszeń poinformuję Was za 7 do 30 dni.

Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.