Dzisiaj bez zbędnych słów. Bez owijania w bawełnę. Nie spałem w końcu od przeszło 36 godzin. Kupiłem jednak iPhone 5. Nagraliśmy razem z Dominikiem i Norbertem fantastyczny odcinek Nadgryzionych. Pewni Panowie mnie zdenerwowali. To był jednak, suma sumarum, udany dzień.
Krótka wersja
To najlepszy telefon i smartfon jaki w życiu miałem w rękach. Pod względem jakości wykonania. Pod względem designu. Pod względem … pod każdym względem poza jednym. Po szczegóły zapraszam poniżej.
Kto i dlaczego powinien go kupić?
To pytanie zadaje sobie zapewne wielu z Was, a odpowiedź jest banalnie prosta. Dodam, że nie spodziewałem się, że to będzie aż tak dla mnie oczywiste.
Przede wszystkim na upgrade powinien zdecydować się każdy kto ma iPhone’a 4 lub starszego. Różnica jest powalająca. Sam obecnie używam 4-kę i różnica jest tak duża jak pomiędzy Light Speed, a Ludicrous Speed w Kosmicznych Jajach. Serio. Wszystko w tym modelu jest szybsze, lepsze i bardziej dopracowane. Sam przesiadałem się na 4-kę z 4S i to był dramat. Nie będę nawet próbował sobie teraz wyobrazić korzystanie z 4-ki.
Jeśli chodzi o właścicieli modeli 4S to sugeruję Wam pozostać przy swoich telefonach. Tak – różnica prędkości pomiędzy nimi jest ogromna, ale 4S już jest na tyle szybki, że dla większości nie będzie to miało większego znaczenia. Nie spodziewałem się jednak aż takiej różnicy. W zasadzie jedynym powodem, dla którego powinniście uaktualniać telefon to jeśli Was na to stać. Po prostu. Macie luźną kasę? Nie zastanawiajcie się ani chwili.
Pierwsze wrażenia
Po wejściu do Apple Store, podszedłem do stołu, na którym były wystawione iPhone’y 5 w kolorze czarnym. Byłem na tą odmianę w zasadzie zdecydowany, ale pojawiły się głosy, że anodyzowane na czarno aluminium nie jest wykonane idealnie. Rzekomo przeciera się lub odpryskuje – zależnie kogo się zapytacie. Z pięciu wystawionych iPhone’ów, dwa miały delikatne skazy. Ledwo widoczne, pojedyncze miejsca o rozmiarze ułamka milimetra, w których prześwitywał kolor srebrny. Nie wiem czy było to fizyczne uszkodzenie czy wada prosto z fabryki, jednak dwa z pięciu modeli miały faktyczne ślady niedoskonałości. Pomimo tego, zdecydowałem się na ten kolor i albo miałem szczęście, albo modele na sprzedaż są lepsze – moja sztuka nie ma żadnej skazy.
Udałem się również do białych iPhone’ów i muszę powiedzieć, że wyglądają znacznie atrakcyjniej niż na zdjęciach. Są prawie tak piękne jak model czarny, ale w inny sposób. Tam gdzie czerń całości przywodzi na myślę myśliwiec F-117 lub bombowiec B2, tu biel wręcz krzyczy „Patrzcie na mnie! Jestem nowym iPhonem!” Sam jestem zwolennikiem „cichociemnych” przedmiotów czy produktów i między innymi dlatego mój samochód nie ma żadnych oznaczeń modelu czy wersji wyposażenia. Lubię tak zwane sleepers. Są dyskretne, a swoje piękno odkrywają dopiero przy bliższym spojrzeniu.
W ręce
To w tym momencie przeżyłem pierwszy szok. Co to jest? Zabawka? Dlaczego to takie lekkie? Różnica w wadze jest druzgocąca w porównaniu do modelu 4/4S. Najpierw odebrałem to negatywnie i dopiero po parunastu sekundach dotarło do mnie, że jedna rzecz się nie zmieniła – poczucie, że w rękach trzymamy produkt, w który włożono ogromne ilości wysiłku. Jakość wykonania wręcz wnika w głąb naszego ciała poprzez osmozę – po prostu ją czuć jak na dłoni. No pun intended.
Nie wszystko jednak złoto co się świeci. Ekran, wydłużony o 176 pikseli i tym samym do przekątnej 4″ przy proporcjach ekranu 16:9, powoduje, że sam telefon wygląda w pierwszym momencie na niesamowicie wąski i długi. 4S przy 5-ce wygląda jak zawodnik sumo przy baletnicy. Do obecnej chwili, po 10 godzinach od jego zakupu, nadal nie jestem przekonany, ale przyzwyczajam się. Podejrzewam, że po paru tygodniach ten widok będzie dla mnie tak samo naturalny jak poprzednika. Jest jednak negatywny aspekt tego wydłużenia ekranu. Aspekt, którego się obawiałem. Nie jestem, najzwyczajniej na świecie, w stanie sięgnąć do górnego lewego rogu ekranu podczas trzymania go prawą ręką bez zmiany uchwytu na mniej wygodny. Są jednak inne aspekty wydłużenia ekranu, które to mogą wynagrodzić, jak chociażby więcej informacji mieszczących się na ekranie jednocześnie oraz większy podgląd robionych zdjęć czy też wpełnienie ekranu przy kręceniu video. Coś za coś. Podejrzewam, że i do tego się przyzwyczaję, chociaż na chwilę obecną nie jestem zachwycony.
Prędkość
Jedną z największych zalet iOS jest iCloud, a największą zaletą iCloud są backupy robione automatycznie i w zasadzie codziennie. To pozwoliło mi na przywrócenie wszystkiego do stanu jak na moim starym iPhonie w przeciągu dwudziestu minut. Wszystkiego. To niczym stworzenie klona znikąd. Jako, że niedawno przenosiłem się w ten sposób z iPhone’a 4S na starszą 4-kę, to natychmiast zauważyłem różnicę w prędkości tego kroku. Podobnie zresztą jest ze wszystkim innym. Jestem całkowicie w szoku jaki ten smartfon jest szybki. Pomyślicie, że jestem fanboyem, na dodatek nieobiektywnym. Sugeruję zerknąć na powyższą krytykę kilku rzeczy. Apple A6, pierwszy SoC konstrukcji Apple, oparty o architekturę Cortexa A15, to demon prędkości, podczas gdy telefon pozostaje chłodny niezależnie od tortur jakim się go podda.
Ekran
IPS LCD został znacząco poprawiony. Widać to już na pierwszy rzut oka. Wszystko jest bardziej kontrastowe, ale nie do przesady. Kolory są żywsze, ale nie w stylu przejaskrawionych przepaleń generowanych przez AMOLEDy. Jakością oraz faktem, że gamut pokrywa przestrzeń sRGB, wydaje się być niemal identyczny do nowego iPada. Ale tylko wydaje. Czernie są czarniejsze, a całość poprzez zintegrowanie elementu odpowiedzialnego za dotyk z samym ekranem LCD oraz sklejeniem tego z Gorilla Glass, wydaje się na nim namalowana, nawet patrząc pod dużymi kątami. Sam ekran to mały, ale jakże ważny majstersztyk.
Na koniec
Pełną recenzję dopiero napiszę po przynajmniej dwóch tygodniach używania iPhone’a. Nie lubię za wiele pisać na samym początku, jak chociażby o fantastycznie dopracowanym przycisku Home. Jest … inny. Pewniejszy. Ma lepiej dobrany skok, nawet niż ten w nowym iPadzie. To właśnie te detale, te wszystkie niby drobnostki, składają się fantastyczny, cieńszy, lepszy i znakomicie wykonany produkt. Produkt nie bez wad. Ale lepszego dzisiaj na rynku nie znajdziecie.
P.S. Nowy kabel Lightning włożony w iPhone’a to kolejny element, który wygląda jakby kosztował 200 złotych, pomimo że kosztuje ułamek tego. Takie zjawiska mnie zawsze zaskakują, tym bardziej dlatego, że częściej spotykam coś co wygląda na pięć złotych, pomimo że kosztuje znacznie więcej.
P.S. Przepraszam za zdjęcia, ale jestem w rozjazdach.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.