Na czytnik ebooków zdecydowałem się pod wpływem chwili już dosyć dawno temu. Pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne, a moją recenzję znajdziecie tutaj. Niemniej jednak ostatnio sporo z niego korzystam w innych niż dotychczas warunkach i z każdym dniem spisuje się coraz lepiej.
Te kilka miesięcy mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że dokonałem właściwego wyboru. Model obsługiwany klawiszami zamiast dotykiem to był strzałem w dziesiątkę … z dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że ekran łapie odciski palców jak Windows wirusy. Nie jest co prawda tak źle jak na urządzeniach ze szklanym ekranem, ale widać je przy odbijającym się świetle. Drugim powodem jest sposób w jaki go trzymam, czyli jedną ręką. O ile w modelu Touch trzeba palcem drugiej ręki przewrócić kartę1, to w przypadku modelu Classic, przyciski po obu stronach obudowy sprawdzają się idealnie – obejmuję Kindle jedną ręką i wystarczy lekkie ściśnięcie, aby przewrócić kartkę. Dzięki temu, leżąc, nie muszę wyciągać drugiej ręki zza głowy. Kindle Classic ma też jeszcze jedną zaletę nad modelem Touch – ma mniejszą obudowę.
Wymiary Kindle Classic: 166 mm x 114 mm x 8.7 mm
Wymiary Kindle Touch: 172 mm x 120 mm x 10.1 mm
Ergonomia Kindle jest bardzo wysoka, ale w moim przypadku nie mogę go trzymać tak jak iPada – niestety boczne obramowanie ekranu jest za wąskie na moje grube kciuki, które jednocześnie nie dają wystarczająco dużej stabilności urządzeniu. Obejmuję go więc całą dłonią lub, jeśli siedzę, podtrzymują spód na małym palcu podczas gdy reszta opiera się na reszcie dłoni. Przyzwyczaiłem się też do krytykowanego wcześniej przycisku On/Off – pomimo, że nadal szukam go wzrokiem to przynajmniej niechcący go nie wciskam – kompromis, ale da się z nim żyć.
Najbardziej zaskakująca jest jednak bateria – bez większych problemów wytrzymuje miesiąc bez ładowania, przy codziennym czytaniu po kilka godzin wieczorami i przy włączonym WiFi. Nie widzę nawet sensu wyłączania tego ostatniego – nawet gdyby skracało żywotność urządzenia do tygodnia to i tak bardzo dużo, a nie skraca. Plusem jest oczywiście regularne i automatyczne dostarczanie artykułów z Instapaper oraz synchronizacja z iPadem. Yep. Sync działa znakomicie.
Pomimo, że nie przepadam za czytaniem książek na iPadzie – głównie dlatego, że na Kindle jest wygodniej, bo waży tyle co piórko – to czasami sięgam do Kindle.app, gdy już jest ciemno. Kindle na dzień dzisiejszy nie ma poświetlanego ekranu2, więc iPad tutaj wygrywa, gdy obok nas śpi lepsza połowa i nie życzy sobie włączonego światła. To właśnie tutaj idealnie sprawuje się synchronizacja ostatniej czytanej strony. Wystarczy na Kindle wyjść do menu głównego podczas łączności z WiFi, żeby aktualna pozycja została wysłana na serwery Amazon. Po otworzeniu książki na iPadzie, automatycznie możemy kontynuować czytanie od miejsca, w którym je przerwaliśmy. Oczywiście działa to też vice-versa.
Ostatnio wymieniałem poglądy na twitterze o Kindle vs. Nook. Ten ostatni, w najnowszej odsłonie, bardzo mnie interesował. Niestety, Barnes & Noble nie miało interesujących mnie książek. Okazało się jednak, a sprawdzałem to dopiero wczoraj, że nadrobili zaległości i moi ulubieni autorzy już są w ich ofercie. Na dodatek za 30% mniejszą kwotę. Do tego Nook w wersji ze świecącym ekranem (GlowLight) zapowiada się świetnie. Martwi mnie jedynie renderowanie czcionek, które rzekomo są nadal lepsze na Kindle. Gorzej, i to znacznie, wygląda sprawa z książkami. Na dzień dzisiejszy mam kupione pozycje w wielu księgarniach internetowych, ale jednak przoduje Amazon. W B&N natomiast nie mam niczego. Przesiadka na konkurencyjny czytnik w zasadzie nie ma żadnego sensu. Nie wiem też jak na dzień dzisiejszy wygląda kupowanie ebooków w Barnes & Noble – na Amazonie bez problemów kupuję je, poprzez Kindle lub iPada3, w amerykańskim sklepie. Co ciekawe, jak próbowałem przez WWW, to zostawałem przekierowany do Amazon UK, w którym jest znacznie gorszy wybór i nie ma tych pozycji, które mnie interesują.
Cóż – większość polskich użytkowników zapewne nie będzie kompletnie zainteresowanych czytaniem angielskich książek. A jako, że Kindle radzi sobie z polskimi czcionkami i znakami diakrytycznymi, to sprawuje się w naszych warunkach, chociaż nie tak dobrze jeśli kupujemy książki specjalnie na niego przygotowane. Niestety nie orientuję się jak wyglądają możliwości Nooka pod kątem wrzucania własnej literatury, ale podejrzewam, że nie ma większych problemów.
Warto jednak kupować książki złożone pod czytniki eBooków, co idealnie pokazują książki Roberta Jordana. Posiadam je w wersji papierowej w dwóch językach4 oraz kiedyś dawno temu kupiłem w wersji elektronicznej. Niestety konieczna była konwersja na Kindle do formatu .mobi. Efekt końcowy wygląda tragicznie – szlag trafił obrazki, akapity nie zawsze są tam gdzie powinny być i tak dalej, i tym podobne. Skończyło się na tym, że kupiłem je ponownie, tylko po to, aby wygodniej było je czytać.
Pogoda ostatnio jest przepiękna i pomimo, że trochę upalna, to idealnie sprzyja czytaniu książek w najprzeróżniejszych miejscach. Wysokie temperatury również wymuszają na mnie zakładanie krótszych niż zwykle spodni, które na wysokości kolana posiadają dosyć duże kieszenie, w której tradycyjnie chowam portfel. Okazało się jednak, że idealnie tam mieści się Kindle. Nie grozi też jemu destrukcja jak w tylnej kieszeni jeansów. Dzięki temu, biorę go ze sobą praktycznie wszędzie i nie korzystam z pokrowca. Gdybym miał jakikolwiek kupić, to zdecydowanie skusiłbym się na najbardziej minimalistyczny RadTech Radsleevz.
Czytanie na słońcu nie sprawia żadnych problemów. Są co prawda momenty, że światło odbija się od ekranu prosto w oczy, ale wystarczy minimalnie zmienić pozycję, aby rozwiązać to uniedogodnienie. W takich warunkach iPad czy inny tablet, np. Nexus 7, to kompletna porażka w porównaniu z e-papierem. Tak – da się ich używać i to robię, ale nie z takim poziomem komfortu. Do tego też dochodzi wartość urządzenia – jeśli przypadkiem szlag mi trafi Kindle to po prostu kupię nowego, bez zastanowienia. W przypadku iPada … jeśli nie mamy ubezpieczenia to nie jest już tak wesoło.
Jadąc na wakacje, zawsze wypychałem walizkę i plecak/torbę książkami. Rzadko udawało mi się spakować więcej niż trzy lub cztery i przez drugi tydzień wypoczynku przeważnie nie miałem już co czytać. Kindle lub inny czytnik, nie dość że jest mniejszy i lżejszy od jednej książki, to mieści ich tysiące. Tym samym nie wyobrażam sobie już dzisiaj czytania książek bez niego. To najwygodniejsza i najlepsza forma, z którą się spotkałem. Przynajmniej do momentu aż nie pojawi się Kindle z podświetlanym ekranem. Nie zaszkodziłaby również wyższa rozdzielczość ekranu.
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.