Jeśli czytaliście fotoreportaże z wyjazdu do Francji (dolina Loary oraz druga część w Normandii) to już wiecie, że towarzyszył mi jedynie iPad w tej podróży. Żadnych laptopów, netbooków czy innych komputerów … poza iPhone oczywiście.
Sam iPad bez camera connection kit na tym wyjeździe byłby równie przydatny co wrzód na tyłku, jednak dzięki uprzejmości Norberta (piszę to już chyba 5. raz — taki wdzięczny jestem) mam połówkę z użyteczniejszą końcówką na kabel USB.
Dotychczas na wyjazdy tego typu nie brałem ze sobą komputera. Jeśli nie było konieczności przesłania zdjęć dalej to wolałem porzucić zbędny balast. Wystarczająco go dużo na plecach, chociaż po przesiadce na Nikona i stałe szkła jest znacznie go mniej, a nawet wchodzi bez żadnych problemów do mojego plecaka Lowepro Mini Trekker. Jednak miałem ze sobą torbę STM Scout XS, więc to w niej znalazł sobie dom. Wracając do tematu … mając ze sobą tylko aparat, wieczory spędzałem z wzrokiem wlepionym w 3″ ekranik (a za czasów Canona w 2.5″ i 2″ — tragedia). Nie muszę chyba pisać, że jest to mało ergonomiczne rozwiązanie? Że ciężko na tym oceniać cokolwiek (poza histogramem)? Punkt ostrości jest niemal niemożliwy do szczegółowej oceny.
Zgrywanie zdjęć na iPad za pomocą camera connection kit nie jest może tak szybki jak zrzucenie fotek na komputer, ale w żadnym momencie nie odczuwałem z tego powodu irytacji. Przy pierwszym backupie czekałem, aż się załadują miniaturki i to rzeczywiście zajmuje parę minut przy kilkuset plikach, jednak już drugiego wieczoru odkryłem, że wystarczy klepnąć „Import all”, a następnie „Skip duplicates”. To tych czułych pieszczotach szklanego ekranu, szedłem do łazienki na wieczorne skrobanie zębów i tym podobnych, a po powrocie kilka minut później, zdjęcia czekały na ocenę.
Zdjęcia w formacie RAW (NEF) na ekranie tabletu Apple są dosyć miękkie. Podejrzewam, że wynika to z faktu, że wbudowany konwerter zwyczajnie ich nie wyostrza, w odróżnieniu od defaultowych ustawień takich programów jak Lightroom czy Aperture. Niemniej jednak można śmiało dostrzec jak bardzo chybiło się z punktem ostrości, nawet przy kilkumilimetrowej głębi ostrości.
Jednym z głównych powodów zakupu przeze mnie iPada wynikała z możliwości zastosowania go w tym celu. Nie było to wszystko wtedy jeszcze potwierdzone — nie było wiadomo czy da radę obsłużyć pliki RAW. Ryzyko się jednak opłaciło — jest to prawdopodobnie najtańsza przeglądarka zdjęć z tak dobrym jakościowo ekranem na rynku. Nawet podstawowy, 16GB model, zapewnia archiwum dla kilkuset zdjęć.
Podróżujesz? Śmiało bierz iPada jako backup. Jego zakup do tego celu to tak zwany no-brainer z j. angielskiego: nie ma się nad czym zastanawiać.
Sent from my iPad
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.