W dzień wolny postanowiłem nie przeciążać się za bardzo – w końcu mógłbym sobie zrobić krzywdę – a skoro panowie z MacHeist postanowili w końcu dosłać mi linki i numery seryjne do zakupionych aplikacji to grzechem byłoby nie odpalić ciekawie zapowiadającego się ‚World of Goo’.
Gierka wita nas ciekawą, wpadającą w ucho muzyką – długo nie trzeba również czekać na główne menu. Najpierw postanowiłem sobie założyć profil. Czynność ta ograniczona jest do podania swojego imienia bądź ksywki, więc nawet najbardziej oporni nie spędzą tam przesadnie dużo czasu. Następnie mamy na początku do wyboru jedynie „Chapter 1” (rozdział 1).
Od razu zaznaczę, że fani gier typu Lemmings czy wszelkich platformówek, które wymagają szczyptę inteligencji, małą dozę zręczności oraz chwilkę wolnego czasu będą czuli się jak u siebie w domu.
Po otwarciu się pierwszego rozdziału znajdziemy górkę z elastyczną rurką wypełnioną …. czarnym złotem (?) oraz mrugające strzałki na norkami kretów. Każda norka ze strzałką to kolejny poziom, który należy pokonać.
Istota gry polega na doprowadzenie przyjaznych (lub czasami nie) różno-kolorowych i różno-funkcyjnych kulek „goo”, zwanych przez moich nadramiennych podglądaczy „gooczkami”, do rury która przenosi uratowane stworki do słoiczka. Podobnie jak w Lemmingach, należy stosować różne metody doprowadzenia gooczków do rury – głównie poprzez budowanie struktur stalo-konstrukyjno-podobnych. Czasami gooczko-loty pomagają utrzymać konstrukcję w niezbędnej pozycji, a czasem to ciężka praca zielonych trój-gooczek jest potrzebna do ukończenia planszy. Niemniej jednak poziom trudności stale wzrasta i nie powoduje nudy.
Ważne jest, aby uratować nie tylko wymaganą liczbę gooczków, ale jak najwięcej – będą one potrzebne do tajemniczej planszy w World of Goo Corporation… muaaahahahahahaha!
Kończę pisanie, bo wracam do gry – miodność 100%!
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.