Do niedawna świat był normalny. Ludzie byli normalni. Firmy produkowały normalne produkty, których ludzie potrzebowali. Korzystali z tychże produktów, aby ułatwić sobie życie, skrócić czas potrzebny do wykonania danej czynności. Klienci wymagali jakości, a firmy starały się ją dostarczać dla mas. Do dzisiaj posiadam 19 letni toster Phillips, który po prostu działa – fakt, że trzeba było wymienić kabel zasilający, ponieważ po prostu popękał i groził popieszczeniem nieuważnego, jednak sam toster działa bez zarzutu.

iPhone 3G - odłamany przycisk
Jakość niestety miała jedną wadę – była trwała i droga. Ludzie zaczęli poszukiwać coraz to tańszych produktów, bo przecież i tak po dwóch-trzech latach wymienią go na nowy, lepszy, ładniejszy. Oczywiście za popytem idzie podaż – firmy zaczęły udostępniać pozornie lepsze, ładniejsze rzeczy, jednak musiały obniżyć ich trwałość oraz jakość, aby liczyć się na rynku. Równocześnie zepsutych rzeczy nie warto naprawiać – nawet drogi czajnik Boscha za ponad 500PLN bardziej się opłaca wymienić na gwarancji, niż zatrudniać specjalistów do jego zreperowania.

N96 vs. iPhone
To wszystko z pozoru jest oczywiste, ale wystarczy na chwilę spojrzeć na własne życie, na istniejące w nim przedmioty, które mamy do dzisiaj lub które wymieniamy dosyć często. Telefony chyba są tutaj dobrym przykładem – znam ludzi, którzy co parę miesięcy mają nowy – raz Nokię, raz Samsunga czy inną Motorolę. Ale znam też takich, którzy wytrwale … trwają przy swojej Nokii 6310i, ponieważ służy im do tego do czego została przeznaczona – dzwonienia.
Dzisiaj jednak ciężko znaleźć produkt, który będzie dobry jakościowo oraz będzie posiadał atrakcyjną cenę. Wiele korporacji zwęszyło niszę – jakość w parze ze stylem i nowoczesnością. Częściej jednak pozostaje sam styl, jak na własnej skórze się nieraz przekonałem.

GrassValley K2
Podobnie jest w takich branżach jak telewizja broadcastowe (TVN, TVP, itp.) – kiedyś serwer wizyjny (cyfrowy magnetowid) był skomplikowanym urządzeniem, gdzie każdy element odpowiadał za co innego, był pancerny i rzadko kiedy się psuł. Był jednak straszliwie drogi. Konkurencja i wymagania stacji telewizyjnych oczywiście wymusiły większa integrację i niższą cenę oraz coraz szybsze tempo wypuszczania nie przetestowanych systemów. Dzisiaj to wszystko kończy się usterkami kilka razy w miesiącu i pracownicy żyją w coraz większym stresie, aby przypadkiem nie wyemitować czerni na antenie.
To właśnie tempo wypuszczania kolejnych, „lepszych”, nowszych i bardziej naszpikowanych nowinkami produktów niweczy cały proces beta-testowania. Dzisiaj nie opłaca się inwestować w sprawdzanie urządzenia wypuszczanego wkrótce na rynek – ba! – nie ma na to nawet czasu! Dzisiaj nabywcy testują dany produkt po jego zakupie, a dopiero jak napłynie wystarczająca ilość reklamacji, liczona zapewne tajemniczym wzorem, produkt zostaje poprawiony. Albo zastąpiony nowym …
To właśnie dlatego samochody europejskie są takie awaryjne przez ostatnie kilka lat. Brak czasu na wdrożenie technologii i zapewnienia jej stabilności powoduje czasami niebywałą frustrację u kupujących. Ale japończyki przecież są bezawaryjne myślicie … tak, ale kosztem gadżetów i nowinek – w kraju kwitnącej wiśni mają zasadę wprowadzania nowych rzeczy po dwuletnim okresie testów. Jednak i dzisiaj to ulega zmianie, tylko to po aby nadążyć za wymaganiami klientów, którzy chcą nawigację, która widzi drogę w podczerwieni poprzez kamerę zamontowaną w przednim zderzaku, ostrzega o ograniczeniach prędkości na wyświetlaczu między zegarami oraz gra naszą muzykę z iPhone’ów równocześnie odbierając rozmowy podczas gdy chcemy akurat wyświetlić zawartość książki telefonicznej na nowiutkim 10-calowym LCD na desce rozdzielczej.
To wszystko prowadzi do tego, że dzisiaj można już kupić aparat fotograficzny 12MP z wbudowanym telefonem (bo nie nazwę tego telefonu z aparatem), podstawkę podgrzewającą herbatę czy też kawę poprzez port USB i tym podobne bzdury.
Ale przecież musi z tego wszystkiego wyniknąć jakieś pozorne dobro … i dla mnie jest to wbudowany GPS, głównie w aparaty fotograficzne. Owszem, telefony typu iPhone 3G, Nokia N82 czy Blackberry Bold potrafią przypisać współrzędne do zdjęcia, ale to są namiastki pamiętek fotograficznych. Nikon już dzisiaj oferuje model P6000, który ma wewnętrzny odbiornik GPS, a zaczął również oferować zewnętrzne modele do swojej serii lustrzanek (D90, D300, D700, itp.). Canon oferuje natomiast grip z portem USB do którego można podłączyć Garmina lub innego spełniającego odpowiedni standard NMEA.
To wszystko jest jeszcze drogie, ale patrząc na obecny rozwój i kierunek w którym podążamy, to jestem pewien że już niedługo zagości to na stałe w naszych życiach. A możliwość sprawdzenia dokładnie w jakim zakątku świata nasza rodzina tak ładnie pozowała przed bliżej nieokreślonym monumentem pozostanie bezcenne …
Chcesz zwrócić mi na coś uwagę lub skomentować? Zapraszam na @morid1n lub na forum.